poniedziałek, 27 grudnia 2010


12月27日 czyli (spóźnione) ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

Od Wigilii próbowałam znaleźć odpowiednio długą chwilkę, żeby napisać życzenia świąteczne i dopiero dzisiaj mi się udało. Tak więc przepraszam, że takie zapóźnione (tak jak moja paczka z Japonii wysłana rodzinie, która - póki co - zaginęła nie wiadomo gdzie po drodze)....

Na okres świąteczny (czyli także ten poświąteczny) życzenia w formie mojej ulubionej "kolędy":


A nadzieja znow wstapi w nas
Nieobecnych pojawia sie cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boze Narodzenie
I choc przygasl swiateczny gwar
Bo zabarklo znow czyjegos glosu
Przyjdz tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu

Daj nam wiare , ze to ma sens
Ze nie trzeba zalowac przyjaciol
Za gdziekolwiek sa dobrze im jest
Bo sa z nami choc w innej postaci
I przekonaj ze tak ma byc
Ze po glosach tych wciaz drzy powietrze
Ze odeszli po to by zyc
I tym razem beda zyc wiecznie

Przyjda na swiat , by wyrownac rachunki strat
Zeby zajac wsrod nas puste miejsce przy stole
Jeszcze raz pozwol sie cieszyc dzieckiem w nas
I zapomiec ze sa puste miejsca przy stole
A nadzieja znow wstapi w nas
Nieobecnych pojawia sie cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boze Narodzenie

I chodz przygasl wieczorny gwar
Bo zabraklo znow czyjegos glosu
Przyjdz do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu
Przyjdz na swiat , by wyrownac rachunki strat
Zeby zajac wsrod nas puste miejsce przy stole
Jeszcze raz pozwol sie cieszyc dzieckiem w nas
I zapomiec ze sa puste miejsca przy stole

Z. Preisner, "Kolęda dla Nieobecnych"

http://www.youtube.com/watch?v=SZVCPJLO1K4&feature=related

Dużo wiary, nie tylko w Boże Narodzenie...

Pierwszy raz spędzam Święta poza Polską, bez rodziny, trochę sama, a trochę z przyszywaną rodziną japońskich przyjaciół, więc ta kolęda jakoś szczególnie do mnie przemawia (chociaż przemawia do mnie co roku:). I chciałam wszystkim bliskim mi osobom, które tu zajrzą w Święta, po Świętach, lub nawet po Nowym Roku, każdemu bardzo osobiście (mimo nieszczęsnej blogowej formy ;-) napisać, że jesteście ze mną w te Święta (i po Świętach), w takiej właśnie "innej postaci". W postaci życzeń, wspomnień, myśli, tęsknoty, wyczekiwania na kolejne spotkanie...Może ktoś ma ochotę porozmawiać ze mną przed Nowym Rokiem na skypie?

Na koniec parę zdjęć z moich Świąt japońskich (ale sushi nie było!!!).



przyjaciele i przyjaciele przyjaciół, z którymi spędziłam swoją japońską Wigilię


ja z Janą i Kubą, po złożeniu sobie życzeń i przełamaniu się opłatkiem

ja z gospodarzami naszej "międzynarodowej Wigilii" - Zori i Johnem

ja z Kubą (nie za bardzo chciał mieć zrobione zdjęcie, jak widać ;-)

środa, 8 grudnia 2010

12月9日 czyli rozwiązanie konkursu aka
"Opowieści tłumacza z (nie)prawdziwego zdarzenia..."

Miałam jeszcze poczekać, ale grudzień już się zrobił, a zdjęcia i opowieści z mojego listopadowego baito obiecałam już baaaaardzo dawno temu. Rozwiązanie konkursu takowoż.
A zatem:

(drumroll... ... .... ...)

Z przykrością stwierdzam, że wbrew insynuacjom, jakoby pytania były zbyt proste nikomu nie udało się prawidłowo odpowiedzieć na wszystkie (@Chudy: odpowiedź B i C w jednym się nie liczy ;-). Jednak zważywszy na słabe zainteresowanie konkursem (może powinnam była umieścić zdjęcia potencjalnych nagród?:-) oraz liczbę osób, która nie mogła wziąć w nim udziału (I am sorry, Sis, wymyślę niedługo nowy konkurs, żeby Ci to zrekompensować; Agatka w podróży też w sumie była poszkodowana...), postanowiłam, że każdy, kto udzielił dwóch prawidłowych odpowiedzi, dostanie małą nagrodę. A zatem zwycięzców jest trzech: (w kolejności nadsyłania odpowiedzi) Karolka, Piotrek, Chudy. **Odbiór nagrody z każdym ze Zwycięzców ustalę indywidualnie :)

A teraz pora na prawidłowe odpowiedzi...


Odpowiedź I: Pomnik Chopina (2/3 wielkości oryginału łazienkowskiego) znajduje się w Hamamatsu, mieście partnerskim Warszawy (jeśli ktoś to wiedział sam z siebie, szacun!Ja nie miałam pojęcia, że Warszawa ma miasto partnerskie w Japonii i w życiu bym nie zgadła, że jest to akurat Hamamatsu, bo pierwszy raz o nim usłyszałam dopiero wtedy, jak miałam tam pojechać). Powyżej zdjęcie zamku w tymże mieście oraz (poniżej) polskie dzieci z zespołu (nie-do-końca) ludowego, którym towarzyszyłam jako tłumacz dokładnie miesiąc temu.

Odpowiedź II: Myślałam, że po wszystkich moich wpisach poświęconych Obacianom to będzie najprostsze pytanie, okazało się, że niekoniecznie ;-) Niech nikt się nie da zwieść: jeśli jesteś Gajdzinem w Japonii Twój odpowiednik wszelkich sororities, etc. to właśnie japońskie babcie!!! Pośrodku zdjęcia 80-letnia babcia, która załatwiła mi wyjazd na to tłumaczenie; obok babci buddyjski mnich oprowadzjący nas po świątyni Todaiji w Narze; dzień po nas był tam Dalaj Lama!). Jeśli chodzi o doświadczenia, które zdobyłam dzięki japońskim obacianom to muszę powiedzieć, że są to jedne z moich najlepszych i najciekawszych doświadczeń japońskich. Co z tego, że nie byłam tłumaczem z prawdziwego zdarzenia (albowiem obaciany nie zajmują się zwyczajnym rynkiem pracy, tylko takim bardziej niszowym, pół-wolontariatem, etc) i nie zarobiłam kolosalnych pieniędzy (tłumaczenie ustne w Japonii jest jeszcze bardziej intratne niż gdziekolwiek indziej na świecie). Przez tydzień tłumaczenia po 12-14 godzin dziennie zarobiłam w zasadzie tylko na bilet shinkansena w obie strony (Osaka-Hamamatsu) i zostało mi niewielkie kieszonkowe, but boy, I sure did have fun!!!


Na powyższym zdjęciu uwieczniono, jak tłumaczę polskie dzieci dla japońskiego audytorium w wieku 12-15 lat. To akurat było całkiem przyjemne...Gorzej było u burmistrza (czy wspominałam, że nie wiedząc jakiej rangi będzie to tłumaczenie, pojechałam na nie w swoich lnianych spódnicach, białych balerinach, a z eleganckich reczy miałam jedną, czarną bawełnianą bluzkę i to by było na tyle ;-) ?) Na zdjęciu stoję przy scenie, po lewej stronie.

A oto stuletni dom właściciela fabryki sake oraz komin fabryki w tle. Zwiedzanie fabryki sake było częścią programu oraz moich obowiązków tłumacza, co w praktyce sprowadziło się do wcielania w życie idei: jak nie masz pojęcia, co mówi osoba, którą tłumaczysz, po prostu mów to, co widzisz ("Tutaj, jak Pańswto widzą, dojrzewa sobie w cieple sake"). Wątpię, żeby ktokolwiek z grupy zrozumiał dokładnie, jak produkuje się japońską sake, a jeśli zrozumiał to na pewno nie dzięki mojemu tłumaczeniu, ale muszę powiedzieć, że sake z tej fabryki uratowała mi życie, kiedy po zwiedzaniu fabryki musiałam na uroczystej kolacji zajadać surową rybę (bo siedziałam dokładnie na przeciw właściciela fabryki, więc nie wiem czym skończyło by się przyznanie do tego, że ja właściwie nie jadam sushi...). Gdyby nie to, że po każdym kawałku łykałam duży łyk tego trunku, ryba stanęła byłaby mi w gardle, I am pretty sure 'bout that.

Tu dochodzimy do Odpowiedzi III: Pytanie było tricky, bo Japończycy pytają o wszystkie trzy rzeczy: czy przyjechałeś(aś) do Japonii po raz pierwszy, jak Ci się podoba Japonia i jak sobie dajesz radę z japońskim jedzeniem w zasadzie prawie jednocześnie. To taki standardowy zestaw pytań do każdego przyjezdnego. Do zestawu dla mieszkających w Japonii gajdzinów dochodzi jeszcze: jak długo mieszkasz w Japonii i jak to możliwe, że tak dobrze mówisz po japońsku (niezależnie od tego, czy mówisz cztery zdania na krzyż, czy naprawdę pięknie i płynnie). Jednakowoż, japońskim tematem konwersacyjnym numer jeden, a co za tym idzie prawidłową odpowiedzią na pytanie III jest odpowiedź B: JAPOŃSKIE JEDZENIE !!!! (i gdyby tylko wypadało wtedy odpowiedzieć, że się nie jada sushi....polskie dzieci to jeszcze mogą, ale ja jednak nie bardzo).

W sumie chyba nie pisałam za dużo o tym aspekcie japońskiej rzeczywistości. Japończycy uwielbiają swoje jedzenie, fotografują swoje dania w restauracjach, ich przewodniki po Europie składają się głównie ze zdjęć piekarni, restauracji, kawiarni, etc. wraz ze szczegółowymi obrazkami dań, które należy tam spożyć. Na dodatek w każdym mieście w Japonii można kupić tzw. "pamiątki jedzeniowe", które są specyficzne tylko i wyłącznie dla tego jednego miasta lub miasteczka (i na pewno nie można ich zjeść gdzie indziej, nawet jeśli można:). Mogą to być, dla przykładu:

1. Wszelkiej maści słodycze z zielonej herbaty z Kioto:

2. Specjalny makaron kishimen z Nagoi (który niczym się nie różni od zwykłego polskiego makaronu wstążkowego;-)



albo coś tak oryginalnego jak....

3. Ciastka o smaku węgorza (sic!) z Hamamatsu.


To nie jest żart! Goszczący mnie u siebie na czas tłumaczenia Japończyk, podarował mi całą paczkę takich ciastek w prezencie pożegnalnym...Teraz rozdaję je dalej swoim przyjaciołom Azjatom, bo oni lubią takie rzeczy....

Po tych wszystkich jedzeniowych dywagacjach...Zdjęcie na deser, na dowód, że w Japonii nawet sake potrafi być kawaii...(ale czy to w ogóle trzeba komukolwiek udowadniać?) To jedna z butelek produkowanych w fabryce, którą miałam przyjemność odwiedzić.