piątek, 1 kwietnia 2011


4月2日 czyli o mojej love affair z Japonią...


Dzisiejszy wpis dedykuję Japonii. Biednej i popękanej (jak na obrazku, który wygląda, jakby malowało go dziecko, więc powiem od razu, że to ja;-), zmagającej się chwilowo z wieloma nieszczęściami, o czym chyba nie muszę tu pisać, bo - kuriozalnie - polskie media donoszą o tym prawie tak, jakby miały w Japonii ze stu korespondentów a relacje nadawali na żywo z Fukushimy. [Przy okazji, gdyby ktoś był zainteresowany możliwością pomocy osobom, które straciły dom w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami, odsyłam na stronę utworzoną przez moją koleżankę Mayę Tekeuchi, pół-Japonkę, która mieszka w Warszawie: http://www.facebook.com/pages/Odbuduj-z-nami-Japoni%C4%99-Lets-Rebuild-Japan/199423353412006 ]

Pisałam na tym blogu o wielu ważnych dla mnie osobach i wielu osobom dedykowałam poszczególne wpisy (a tym, którym nie dedykowałam to głównie dlatego, że są bardziej nieśmiałymi czytelnikami bloga, więc nie chciałam ich tak strasznie wystawiać na widok publiczny, nie wiedząc, czy by im się to spodobało, czy nie ;-). Pisałam o Japonii, mówiłam o tym, co w niej kocham i czego nienawidzę, śmiałam się z różnych japońskich wymysłów i nawet nie musiałam niczego wyolbrzymiać ani koloryzować, bo Japonia taka właśnie jest: przerysowana i kontrastowa. Jak rysunki czterolatka. Ale pisząc o tym wszystkim, o wszystkich ludziach i wydarzeniach, nie zauważyłam nawet, jak moja dwuletnia przygoda z Japonią stała się niczym innym jak właśnie love affair...Pora więc i o niej coś napisać, zwłaszcza że właśnie dziś mijają dwa lata od jej rozpoczęcia (sic!). Przyjeżdżając, nie myślałam, że tu jeszcze będę po dwóch latach...Ale dzisiaj właśnie odebrałam swoją wizę pracowniczą na kolejny rok pobytu. Mój trzeci.

***

Niecały rok temu znalazłam książkę, której pierwsze zdania dosłownie wbiły mnie w fotel (hmm, chyba czytałam to w łóżku...). Anyways, każde z tych zdań było o mnie:

"The funny thing about my love affair with Japan is that it was never the country of my dreams. The country I loved, the bad boy I could never get to walk me down the aisle, was France. Two days into my first trip to Paris, I called my mother from a pay phone on the Boulevard Saint-Germain. "Sell everything I own," I said dramatically, "I'm staying." Even as the words came out of my mouth I knew they were untrue. I was twenty-four years old. I worked for the New York Times at a job that journalists twice my age would kill for. All that, and I didn't own much worth selling. I had just enough money to cover the cost of my trip and I was too pragmatic to play the starving artist. But the sentiment, the desire to stay, said everything I could not about how deeply I had fallen in love with the city, how I longed to follow in the footsteps of all the writers who had made Paris their home before me.

I spent the next five years trying to get to Paris, watching French movies, reading French
Elle,Newsweek, studying French, visiting whenever I could. I was twenty-nine and working at magazine when a colleague named Greg Beals suggested I apply for a fellowship to go to Japan. "But I'm not trying to go to Japan," I told him. "I want to go to Paris." He rolled his eyes. Anyone who had spent any amount of time with me knew that I was gunning for
Newsweek's Paris bureau. "Yeah, well, they're not giving out fellowships to go to Paris," he says. "You should apply for this fellowship, check out Tokyo."

(Veronica Chambers, "Kickboxing Geishas")


Nie marzyłam o Japonii, o czym już wspominałam. Marzyłam o Francji i ja również manifestowałam tę miłość na wiele różnych sposobów (czasem działając najbliższemu otoczeniu na nerwy, tak jak kiedy po przyjeździe do Japonii ciągle wspominałam Kubie o Francji, która go zdecydowanie nie zachwyciła...Albo Liv, która - choć ma męża Francuza - również za Francją i francuskim nie przepada, delikatnie to ująwszy ;-).
Nawet w moim wynajmowanym mieszkaniu w Japonii powiesiłam sobie obraz wieży Eiffla. na ścianie (na drugiej ścianie wisiał kalendarz z "Grey's Anatomy":) Każdy, kto mnie tu poznał, dość szybko wiedział, że kocham Francję. A do dzisiaj nie wszyscy moi tutejsi przyjaciele wiedzą, że pokochałam Japonię, do tego stopnia się z tą miłością ukrywam ;-)

A jednak to prawda. Pokochałam Japonię miłością dla mnie samej chwilami niezrozumiałą. Miłością, do której wcale nie tak łatwo się przyznać. Niech no jednak ktoś spróbuje w mojej obecności zjechać Japonię...(?&*%^@#$%!) Nie dam i basta!

Tu się zakończyło (albo rozpoczęło? komu to oceniać?) moje dorastanie. Tu dowiedziałam się o sobie najwięcej i zaskoczyłam samą siebie najbardziej. Zweryfikowałam tysiące swoich poglądów i jeszcze więcej poglądów innych ludzi dotyczących mnie samej. Tutaj odkryłam, że mogę się przyjaźnić z Tajem, Chińczykiem, Irańczykiem, Algierczykiem, Libańczykiem, Ugandczykiem i Brazylijczykiem, bo więcej jest rzeczy, które nas łączy niż tych, które dzieli. Tu, w tak obcym kraju i w tak obcej kulturze, czując się czasem najbardziej obca z obcych (w końcu było nie było gaijinka!), poczułam się również jak u siebie w domu. Za to właśnie pokochałam Japonię.

***

Na koniec tych refleksji, snutych - egoistycznie - także dla siebie, na uczczenie tej daty, od której rozpoczął się japoński rozdział mojego życia, parę linków i dodatków na tematy japońskie, ale nie tylko:

P.S.1 Obiecane wielu osobom zdjęcia z Bali są dostępne na flickrze (jak również wszystkie zdjęcia z Hokkaido, gdyby ktoś chciał pooglądać jeszcze śnieżne rzeźby):
http://www.flickr.com/photos/47852468@N05/sets/72157626253244243/

P.S.2 Ponieważ wiele osób pyta się mnie o sytuację w Japonii, jak również o moje bezpieczeństwo, małe wyjaśnienie uspokajające: poniżej zamieszczam link pokazujący, gdzie jest elektrownia w Fukushimie, a gdzie Osaka (Suita), gdzie mieszkam. Punkt u góry (A), przy oceanie, to elektrownia, Osaka (B) jest poniżej, na Płd-Zach od Tokio (które jest 240km poniżej Fukushimy i na razie - poza przerwami w dostawie prądu - nie ucierpiało ani nie zostało w najmniejszym, szkodliwym dla zdrowia stopniu napromieniowane). Fukushimę i Osakę dzieli prawie 800km i jest to jeden z wielu powodów, dla których jestem na razie spokojna. Inne powody to:
1) W Fukushimie nie doszło do żadnego wybuchu na miarę Czarnobyla, skala tego co się teraz tam dzieję jest zupełnie inna i oczywiście że jest niepokojąca, jednak nie da się jej porównać z wybuchem i pożarem radioaktywnych substancji w Czarnobylu.
2) Japończycy oraz wiele innych krajów robią co mogą, żeby sytuację ustabilizować i jak codziennie czytam o ich wysiłkach, to wydaje mi się, że wszyscy bardzo poważnie podchodzą do sprawy i że cały ten wysiłek musi się w końcu przełożyć na konkretne efekty (już je przynosi, bo w porównaniu z zeszłymi tygodniami jest dużo lepiej, nowych chmur radioaktywnych nie ma i ani w Tokio ani w Osace nie zarejestrowano zwiększonego napromieniowania czegokolwiek, od wody, przez powietrze, na mleku i szpinaku skończywszy). Niedługo z sytuacją w elektrowni zaczną nawet walczyć roboty odporne na promieniowanie.
3) Sytuację monitoruje Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej oras Światowa Organizacja Zdrowia, które wysyłają swoich niezależnych obserwatorów i kontrolują japońskie próbki. Dane tych dwóch organizacji (dostępne w języku angielskim na stronach: www.iaea.org oraz www.who.int ) są dużo bardziej rzeczowe i uspokojające niż jakiekolwiek inne pojawiające się w mediach. Czytam je co rano i stąd wiem, że jestem w Osace bezpieczna. Wierzę, że sytuacja będzie ewoluować w dobrą stronę, gdyby zaś było inaczej, rozważę wszystkie dostępne opcje, łącznie z opcją powrotu.

http://maps.google.co.jp/maps?f=d&source=s_d&saddr=%E3%80%92979-1301+%E7%A6%8F%E5%B3%B6%E7%9C%8C%E5%8F%8C%E8%91%89%E9%83%A1%E5%A4%A7%E7%86%8A%E7%94%BA%E5%A4%A7%E5%AD%97%E5%A4%AB%E6%B2%A2%E5%AD%97%E5%8C%97%E5%8E%9F%EF%BC%92%EF%BC%92+(%E6%9D%B1%E4%BA%AC%E9%9B%BB%E5%8A%9B%EF%BC%88%E6%A0%AA%EF%BC%89+%E7%A6%8F%E5%B3%B6%E7%AC%AC%E4%B8%80%E5%8E%9F%E5%AD%90%E5%8A%9B%E7%99%BA%E9%9B%BB%E6%89%80)&daddr=%C5%8Csaka-fu+Suita-shi%E6%B4%A5%E9%9B%B2%E5%8F%B0%EF%BC%93%E4%B8%81%E7%9B%AE%EF%BC%91%EF%BC%90%E2%88%92%EF%BC%A4%EF%BC%98%EF%BC%91&geocode=FeH9OgIdav9nCCEU4gYhdWDE7A%3BFY3-EgIdHrkTCClVm5zjS_sAYDG9vhUL52e-EA&hl=ja&mra=ltm&dirflg=d&sll=35.942436,138.273926&sspn=3.877698,9.876709&brcurrent=3,0x34674e0fd77f192f:0xf54275d47c665244,0&ie=UTF8&ll=36.066862,138.295898&spn=7.741096,19.753418&z=6