5月30日 czyli o tym, jak w pewien czwartek postanowiłam nauczyć porządku japońskie społeczeństwo...
(aka: ile worków ze śmieciami potrzeba, żeby rozgniewać jedną umiarkowanie spokojną Polkę?)
W czwartek przebrała się miarka. Postanowiłam, że jeśli jeszcze jeden dzień będę musiała znosić worki ze śmieciami moich sąsiadów, leżące sobie beztrosko od tygodnia prawie na naszej klatce schodowej, źle się to skończy. Zaczęłam nawet obmyślać plan, jakby tu przykleić im na drzwiach kartki z napisam "Jak się Szanownemu Panu widzi wyrzucenie jeszcze szanowniejszych śmieci tudzież trzymanie ich po wewnętrznej stronie szanownych drzwi?!?", tak, żeby się nie zorientowali, że notkę napisała im gajdzinka. Kuba sugerował wycinanie japońskich liter z gazety, na wzór tandentnych morderców z amerykańskich filmów, bądź wydrukowanie tekstu na komputerze...Ja rozważałam wszystkie dostępne mi możliwości, bo krew mnie zalała, kiedy w czwartek rano, wychodząc z domu okazało się, że na skutek silnego wiatru (nasza klatka schodowa jest jakby "na dworze") jeden z ów worków rozwiązał się był w nocy i teraz śmieci hulają sobie po naszym korytarzu, a mi w prezencie dostała się skorupka od jajka czekająca na mnie wesoło przed drzwiami wejściowymi, nieświadoma zupełnie faktu, iż była tę jedną skorupką za daleko...Zaciskając zęby, poszłam wszak na uniwersytet, poprzysięgając sobie w duchu, że jeśli za mojego powrotu do domu skorupka sprzed moich drzwi nie zniknie, pójdę na otwartą wojnę z moimi nowymi sąsiadami!!! Na uniwersytecie próbowałam przy kawie uspokoić moje skołatane nerwy, ale na nic się to nie zdało, albowiem próbując wyrzucić plastikowy kubeczek od kawy zobaczyłam, co następuje....
tłumaczenie: kosz na plastikowe butelki (tylko i wyłącznie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
kosze do wyboru i koloru przed stołówką uniwersytecką na moim kampusie (od lewej kolejno kosze: na papierowe kubki, na puszki aluminiowe, na plastkikowe butelki, na śmieci recyklingowalne, na śmieci nierecyklingowalne, na papier, znów na puszki, znów na buletki, i tak w kółko...)
Dla niewprawnego oka pierwsze zdjęcie przedstawia po prostu kosz na śmieci. Dla mnie jest to dowód degeneracji japońskiego społeczeństwa, ze szczególnycm uwzględnieniem japońskiej młodzieży!!!Dlaczego? Ponieważ nawet ja potrafię przeczytać opisy na japońskich koszach na śmieci i nawet ja, nigdy wcześniej w życiu nie segregując śmieci zbyt dokładnie, nie wrzucam śmieci byle jak, zwłaszcza jeśli mam obok siebie 10 koszy do wyboru do koloru!!!!!!!!Jest to dla mnie doprawdy zaskakujące, że pojawia mi się piana na ustach, jak widzę coś takiego. Nie spodziewałabym się po sobie tak gwałtownych reakcji, zwłaszcza, że w stołówce regularnie używam jednorazowych pałeczek, co niektórzy przyjaźni środowisku znajomi mają mi za złe;-)
A wszystko zaczęło się od tego, że odkąd wprowadziłam się do mojego mieszkania, administracja regularnie zaczęła w windzie przypinać ogłoszenia o tym, jak strasznie nieporządnie i nie podług reguł wyrzucamy śmieci i że jeśli kogoś złapią to będą pieniężne kary, etc. Dostałam też cały podręcznik po japońsku od firmy wynajmującej mi mieszkanie, a wszystko po to, żebym dostosowała się do japońskich reguł i funkcjonowała w symbiozie z systemem gomi bunbetsu czyli segregacji śmieci (system ten w Japonii jest równie skomplikowany jak fizyka kwantowa, zdawałoby się, a może nawet bardziej =P). Nie można np. wyrzucać śmieci w plastikowych workach z Carrefoura (chociaż to właśnie był zawsze mój sposób recyklingowania plastikowych toreb i wydawał mi się całkiem zmyślny i przyjazny środowisku) - trzeba kupić piekielnie drogie (jedna paczka 10 worków na śmieci to około 17 PLN) worki na śmieci sygnowane przez urząd miasta (nie można, Broń Boże, użyć worków z pobliskiego miasta, nawet jeśli sklep z nimi jest dużo bliżej i wydawałoby się to logiczniejsze). Nie można wyrzucać butelek plastikowych nie umywszy ich wcześniej. Jak się chce wyrzucić dużą, starą lampę, na ten przykład, to trzeba kupić specjalny kupon i zapłacić za "wywóz dużego śmiecia" (tę historię znają wszyscy, którzy czytali Bruczkowskiego - nie jest ona wyssana z palca, bynajmniej!). I tak dalej, i tym podobne...No więc najpiew się trochę pooburzałam, a potem postanowiłam się dostosować i teraz butelki noszę gdzie indziej, plastik wyrzucam do jedych drogich worków, śmieci palne do drugich drogich worków, puszki, szkło, papier - wszystko osobno i umyte. Jakież było jednak moje zdziwienie, gdy się zorientowałam, że moi sąsiedzi mają gdzieś WIELKIE JAPOŃSKIE REGUŁY ŻYCIA SPOŁECZNEGO i że choć ja się dostosowałam najlepiej jak umiałam, oni - o zgrozo! - wyrzucają plastikowe butelki razem z innymi śmieciami w pierwszych lepszych plastikowych workach. Że co?!????????????????????????????????????????????????????????????Niech mnie kule bują, co to za double standards!?!!?!!?!!!!???
Było to jedno z moich największych rozczarowań wielką i wspaniałą kulturą japońską odkąd tu przyjechałam, muszę przyznać. Odkrycie dwulicowości japońskiego systemu reguł, który charakteryzuje się tym, że reguł trzeba przestrzegać, ale kiedy nikt nie patrzy można mieć je gdzieś. Nic to, że w urzędzie nikt mi nie wyrządzi najmniejszej przysługi, jeśli jest wbrew najmniejszej urzędowej regule (bo wszyscy patrzą ze swoich cubicles!!!!!!!), śmieci można wyrzucać, nie przejmując się regułami, niech się nimi Gajdzin przejmuje! Na takie sposób myślenia, gajdzin, a raczej gajdzinka, reaguje dość agresywnie...Poprzysięgając dogrobową zemstę tym, ktorzy wymagają ode mnie japońskości i japońskiego modelu zachowania na wszystkich płaszczyznach społecznych, sami czasem mając go głęboko w.....Ufff, wyżyłam się, pisząc tego posta, mogę teraz powrócić do japońskiej uprzejmości, kłaniania się sąsiadom i nieprześladowania japońskiej młodzieży....Do czasu, aż kolejnemu sąsiadowi znów się rozsypie worek ze śmieciami...
Epilog: Nie przykleiłam tego dnia sąsiadom kartek z pogróżkami na drzwiach, bo kiedy wróciłam do domu zastałam korytarz posprzątany...musieli chyba gdzieś wyczytać, do czego zdolna jest rozgniewana Polka;-)
Dla niewprawnego oka pierwsze zdjęcie przedstawia po prostu kosz na śmieci. Dla mnie jest to dowód degeneracji japońskiego społeczeństwa, ze szczególnycm uwzględnieniem japońskiej młodzieży!!!Dlaczego? Ponieważ nawet ja potrafię przeczytać opisy na japońskich koszach na śmieci i nawet ja, nigdy wcześniej w życiu nie segregując śmieci zbyt dokładnie, nie wrzucam śmieci byle jak, zwłaszcza jeśli mam obok siebie 10 koszy do wyboru do koloru!!!!!!!!Jest to dla mnie doprawdy zaskakujące, że pojawia mi się piana na ustach, jak widzę coś takiego. Nie spodziewałabym się po sobie tak gwałtownych reakcji, zwłaszcza, że w stołówce regularnie używam jednorazowych pałeczek, co niektórzy przyjaźni środowisku znajomi mają mi za złe;-)
A wszystko zaczęło się od tego, że odkąd wprowadziłam się do mojego mieszkania, administracja regularnie zaczęła w windzie przypinać ogłoszenia o tym, jak strasznie nieporządnie i nie podług reguł wyrzucamy śmieci i że jeśli kogoś złapią to będą pieniężne kary, etc. Dostałam też cały podręcznik po japońsku od firmy wynajmującej mi mieszkanie, a wszystko po to, żebym dostosowała się do japońskich reguł i funkcjonowała w symbiozie z systemem gomi bunbetsu czyli segregacji śmieci (system ten w Japonii jest równie skomplikowany jak fizyka kwantowa, zdawałoby się, a może nawet bardziej =P). Nie można np. wyrzucać śmieci w plastikowych workach z Carrefoura (chociaż to właśnie był zawsze mój sposób recyklingowania plastikowych toreb i wydawał mi się całkiem zmyślny i przyjazny środowisku) - trzeba kupić piekielnie drogie (jedna paczka 10 worków na śmieci to około 17 PLN) worki na śmieci sygnowane przez urząd miasta (nie można, Broń Boże, użyć worków z pobliskiego miasta, nawet jeśli sklep z nimi jest dużo bliżej i wydawałoby się to logiczniejsze). Nie można wyrzucać butelek plastikowych nie umywszy ich wcześniej. Jak się chce wyrzucić dużą, starą lampę, na ten przykład, to trzeba kupić specjalny kupon i zapłacić za "wywóz dużego śmiecia" (tę historię znają wszyscy, którzy czytali Bruczkowskiego - nie jest ona wyssana z palca, bynajmniej!). I tak dalej, i tym podobne...No więc najpiew się trochę pooburzałam, a potem postanowiłam się dostosować i teraz butelki noszę gdzie indziej, plastik wyrzucam do jedych drogich worków, śmieci palne do drugich drogich worków, puszki, szkło, papier - wszystko osobno i umyte. Jakież było jednak moje zdziwienie, gdy się zorientowałam, że moi sąsiedzi mają gdzieś WIELKIE JAPOŃSKIE REGUŁY ŻYCIA SPOŁECZNEGO i że choć ja się dostosowałam najlepiej jak umiałam, oni - o zgrozo! - wyrzucają plastikowe butelki razem z innymi śmieciami w pierwszych lepszych plastikowych workach. Że co?!????????????????????????????????????????????????????????????Niech mnie kule bują, co to za double standards!?!!?!!?!!!!???
Było to jedno z moich największych rozczarowań wielką i wspaniałą kulturą japońską odkąd tu przyjechałam, muszę przyznać. Odkrycie dwulicowości japońskiego systemu reguł, który charakteryzuje się tym, że reguł trzeba przestrzegać, ale kiedy nikt nie patrzy można mieć je gdzieś. Nic to, że w urzędzie nikt mi nie wyrządzi najmniejszej przysługi, jeśli jest wbrew najmniejszej urzędowej regule (bo wszyscy patrzą ze swoich cubicles!!!!!!!), śmieci można wyrzucać, nie przejmując się regułami, niech się nimi Gajdzin przejmuje! Na takie sposób myślenia, gajdzin, a raczej gajdzinka, reaguje dość agresywnie...Poprzysięgając dogrobową zemstę tym, ktorzy wymagają ode mnie japońskości i japońskiego modelu zachowania na wszystkich płaszczyznach społecznych, sami czasem mając go głęboko w.....Ufff, wyżyłam się, pisząc tego posta, mogę teraz powrócić do japońskiej uprzejmości, kłaniania się sąsiadom i nieprześladowania japońskiej młodzieży....Do czasu, aż kolejnemu sąsiadowi znów się rozsypie worek ze śmieciami...
Epilog: Nie przykleiłam tego dnia sąsiadom kartek z pogróżkami na drzwiach, bo kiedy wróciłam do domu zastałam korytarz posprzątany...musieli chyba gdzieś wyczytać, do czego zdolna jest rozgniewana Polka;-)