środa, 9 lutego 2011

2月9日 czyli Sapporo z lotu ptaka aka "Czy Pani wie kto to jest Fortuna?"



Oto drugi wpis z romantycznego cyklu. Dziś jednak będzie o innej miłości - niekoniecznie tej od pierwszego wejrzenia, ale za to takiej, która przekracza wszelkie podziały między ludźmi: społeczne, narodowe, rasowe, a nawet czasowe. Czy naprawdę muszę być blunt i to napisać? Tak, dzisiaj będzie o miłości do sportu. I wcale nie dlatego, że przez około dwie i pół godziny maszerowałam dzisiaj w tunelach ze śniegu (autobusem miało być sześć minut, ale chyba po drodze skręciłam nie w tę stronę co trzeba:) po to, żeby o własnych nogach dotrzeć do skoczni narciarskiej na górze Okura (oficjalna nazwa skoczni to Okurayama, być może niektórzy fani skoków narciarskich są z nią nawet zaznajomieni ;-). Dlatego, że kiedy dotarłam już do skoczni, wjechałam na górę wyciągiem krzesełkowym, wdrapałam się na "wieżę obserwacyjną" (czyli miejsce, gdzie zawodnicy siedzą sobie przed zawodami, czekając na swoją kolej) i podziwiałam Sapporo z lotu ptaka...

...wtedy właśnie wdałam się w krótką rozmowę z Panem Japończykiem, który wraz z żoną Tajką także podziwiał był ów widok. Postanowiłam dzisiaj napisać o mojej miłości do sportu (i nie ważne w zasadzie jakiego, bo mimo pewnych preferencji (nie można przecież zakochiwać się w blondynach, brunetach, rudzielcach, łysych, długowłosych, etc. każdy ma jakieś tam swoje typy ) miłość do sportu jest po prostu miłością do sportu) ponieważ kiedy udzieliłam Panu Japończykowi odpowiedzi na pytanie skąd jestem, na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech, po którym nastąpiło pytanie, czy wiem kto to jest Fortuna? (Do I?!???? No proszę!) W konsekwencji wdaliśmy się w ciekawą rozmowę, podczas której Pan relacjonował mi szczegółowo olimpiadę w Sapporo, ja z kolei tłumaczyłam mu popularność Małysza. I muszę przyznać, że chociaż zawsze mi miło, jak Japończycy wiedzą coś o Polsce i jak mówią, że lubią Chopina, to jednak jest coś bardziej wzruszającego w tym, że starszy Japończyk wie kto to jest Wojciech Fortuna i pyta się mnie, czy ja o nim słyszałam (jak ja chodzę do japońskich podstawówek to pytam się dzieci, czy wiedzą kto to jest Małysz albo Noriaki Kasai - zazwyczaj nie wiedzą, ale ich nie winię, bo skoki narciarskie z Sapporo japońska telewizja transmituje o godzinie 2 w nocy - przegrywają z sumo , niestety :(((. Stojąc na górze skoczni rozmyślałam nad tym, że jest coś wyjątkowego w tym, jak miłość do sportu (albo do oglądania pewnych sportów, bo po dzisiejszym dniu jestem pewna, że nigdy, ale to NIGDY W ŻYCIU nie chciałabym uprawiać skoków narciarskich - zrodził się we mnie wręcz nowy rodzaj szacunku dla Małysza po tym, jak przyjrzałam się, jaki ma widok z belki, na której siedzi tuż przed skokiem) łączy zupełnie obcych ludzi. Nawet czterdzieści lat po czyimś złotym medalu...!

Wiem, że wśród osób które tu zajrzą (nie licząc mojej rodziny:) niewiele jest może takich freaków jak ja, które cieszyłyby się na zwiedzanie jakiejś tam skoczni narciarskiej (czy muzeum sportów zimowych, w którym można popróbować skoków narciarskich na takim specjalnym symulatorze - mój wynik 119 metrów ;-) Ale na tym właśnie polega miłość, że nie zawsze da się ją zrozumieć. Czasem można się tylko zadumać: "No i co ona w tej skoczni widzi?!???" =D

Ostatnie zdjęcie z maszyny pt. "Zrób sobie zdjęcie ze skocznią": Prawda, że ładne??? ;-)
(wtajemniczeni wiedzą, że ta japońska maszyna "upięknia", min. powiększa oczy i odmładza tak o 10 lat)


P.S. Jako że po ostatnim wpisie doczekałam się komentarzy wyłącznie od rodziny, mam nadzieję, że tym razem ktoś jeszcze do nich dołączy :)

sobota, 5 lutego 2011

2月8日 czyli parę słów o miłości od pierwszego wejrzenia...

Zakochać się od pierwszego wejrzenia wcale nie jest tak łatwo. Wiem z doświadczenia. Dużo łatwiej zakochać się od pierwszej rozmowy, od jakiegoś szczególnego gestu lub zachowania. Od skojarzenia lub kontekstu. Ale od samego tylko pierwszego wejrzenia? Nie wiem jak innym, ale mnie się raczej nie zdarza. Zdarzyło się ostatnio i przeszło natychmiast, jak tylko obiekt mojego zainteresowania (na marginesie: wyglądał wypisz wymaluj jak Ralph Fiennes!!!) otworzył usta (270 milionów Amerykanów i ponoć tylko 20% ma paszporty; czasami myślę, że powinni tę liczbę zredukować do 3% (>.<)). Zakochać się od pierwszego wejrzenia i nie odkochać w ciągu następnych 5 sekund, minut lub godzin nie zdarza się często. myślę. Zakochać się od pierwszego wejrzenia z wzajemnością zdarza się jeszcze rzadziej. Ale jednak się zdarza.

Dzisiejszy post nie dotyczy - wbrew pozorom - mojego życia uczuciowego.
Po namyśle, sprostuję.
Dzisiejszy post nie dotyczy uczuć żywionych przeze mnie do jakichkolwiek animate objects.
Jak najbardziej dotyczy jednak mojej urban love story , która, jak każda słynna love story, zaczęła się od pierwszego spojrzenia...(z samolotu). A potem tylko się wzmogła.

Nie wiem czy to te masy śniegu (jakby wszędzie wzdłuż ulic poustawiane były gigantyczne, równo obcięte śnieżarką (czy istnieje takie słowo jak śnieżarka?) kawałki tortu bezowego (one of my absolute favourites, btw)), czy ludzie ubrani wreszcie odpowiednio do pogody (w Osace panny noszą futrzane buty we wrześniu, kiedy jest 30 stopni, ale nie zimą, co z niewytłumaczalnych powodów drażni mnie niemiłosiernie, chyba jestem uczulona na głupotę albo coś w tym rodzaju), czy po prostu długo wyczekiwany Festiwal Śniegu (mała dygresja na temat: na swoim pierwszym roku na japonistyce moje pierwsze wypracowanie po japońsku nosiło tytuł: "Miejsce w Japonii, do którego chciałabym pojechać"; opisywałam w nim Hokkaido, argumentując bardzo logicznie: 1) bo chciałabym zobaczyć Festiwal Śniegu, 2) bo na Hokkaido nie ma karaluchów, 3) bo je się tam normalne rzeczy (ziemniaki))...Tak czy siak, Sapporo urzekło mnie od pierwszego wejrzenia (tak jak kiedyś Kobe, której to innej japońskiej miłości jestem wierna do dzisiaj:)) i właśnie o tym chciałam dzisiaj napisać. A jutro jadę zwiedzać skocznię małyszową i muzeum sportów zimowych.

Dla wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć Festiwal Śniegu (albo Sapporo), mała badge w prezencie:


62 Festiwal Śniegu (and believe me, nawet w Warszawie nie widziałam nigdy w mieście TYLE śniegu co dzisiaj w Sapporo, tu się dosłownie chodzi w tunelach ze śniegu)


Nie za dużo mnie widać, bo mi czapka spadła na oczy, ale widać, że się szczerze szczerzę :)))