poniedziałek, 8 czerwca 2009

6月8日 czyli o tym, jak postanowiłam napisać posta, żeby się odstresować....

Chociaż brakuje mi czasu na wszystko, i nie zapowiada się, żeby ten stan miał w najbliższym czasie minąć (a w każdym razie nie do końca semestru czyli do końca lipca) postanowiłam napisać posta w celu odstresowania się, bo moja własna głupota doprowadziła mnie dziś do małego podłamania...
Otóż, ostatnio stwierdziłam z zadowoleniem, że mój japoński "robi" postępy (szare komórki robią pompki....od rano do wieczora:) i że coraz więcej czytam, rozumiem i nawet sama jestem w stanie napisać. Najgorzej, oczywiście, z mówieniem, no ale nawet i mówienie coraz lepiej mi idzie i jeden z moich "tutorów" stwierdził wczoraj, że liczba błędów, jakie robię znacznie się zmniejszyła:))) A jacyś Japończycy na takim portalu do poprawiania wypracowań w swoim języku ojczystym, napisali mi, że mój japoński jest całkiem niezły...Więc oczywiście wielki uśmiech wypłynął na moją twarz, no bo przecież po to tu przyjechałam, męczę się i pocę (zwłaszcza dziś, w mega upale), tak więc miło wiedzieć, że sytuacja idzie ku lepszemu...Ale dziś już zdecydowanie mina mi zrzedła, bo po tym jak cały (dosłownie!) weekend się uczyłam, pisałam prace i czytałam podręcznik o second language acquisition po japońsku (wszyscy IlS-owcy mogą sobie wyobrazić jak to jest, taki Widowson po japońsku:))) i nie miałam czasu ani dla siebie, ani na porządny spacer, ani na odpisanie na maile, po tym, jak dziś ledwie oddałam pracę pseudo-filozoficzną na temat przemówienia rektora naszego uniwersytetu, dostałam polecenie poprawić ją na za tydzień oraz napisać drugą, na temat wydarzeń na placu Tien'amen, do tego jeszcze przeczytać teksty z japońskich gazet na ten temat....(coś takiego zajmuje mi tak 4-7 godzin) a to wszystko tylko na jedne, jedyne zajęcia, a zajęć w tygodniu mam 15 i każde mniej więcej kończą się taką ilością zadań domowych lub cotygodniowymi testami....Po tym wszystkim ostro zwątpiłam....we wszystko:)
Mam nadzieję, że pisząc to wszystko nie urażę warszawskiego ludu ciężkopracującego, bo ja często o Was myślę i o tym, że pewnie macie ciężko w pracy i zdaję sobie sprawę, że może czasem byście się ze mną chcieli zamienić (ale ja też czasem bym się chciała zamienić i nie musieć się po nocach uczyć znaków i wszystkiego innego:) Nie wspominając też o moich rodzicach, którzy nigdy nie narzekają na nadmiar czasu:))) Tak więc oczywiście zdaję sobie sprawę, że studiowanie jest z pewnością (?) lżejsze niż ciężka, biurowo-korporacyjna praca, ale zrozumcie, trochę mnie jednak złość wzięła, bo NIKT, ale to NIKT nie kazał mi brać tylu zajęć i tak teraz harować (no a teraz to już odwrotu nie ma), tylko JA sama....No więc skończywszy zajęcia o 17 i mając w perspektywie cały tydzień zajęć plus wieczornej nauki plus mało atrakcyjny weekend, bo znów za dużo nauki, żebym mogła pojechać np. do Osaki pozwiedzać...trochę sobie w niewybrednych słowach pozłorzeczyłam, bo inni research students wiodą życie beztroskie i spokojne a nawet wspominają czasem o tym, że się nudzą....No więc ja się nie nudzę!!!!!!
Tylko o tym chciałam, bo, niestety, moje życie towarzyskie i społeczne chwilowo zamarło, polsko-tajska przyjaźń będzie musiała czekać lepszych czasów, tak więc żadnych ciekawych, antropologicznych obserwacji i postów nie mam z czego napisać:((((
Ufff, wypisałam się, jakoś mi się lepiej zrobiło, idę do stołówki na kolację i zabieram się za japoński podręcznik do lingwistyki...(już się nie mogę doczekać;)

P.S. W miarę możliwości proszę o znaki wsparcia i obecności, bo jak dalej tak pójdzie, to blog też umrze śmiercią japońską, z przepracowania...:( Anulka (N.), czekam na jakiś pierwszy komentarz od Ciebie jako dobrego przedstawiciela ludu ciężko pracującego...Kinguś, dziękuję za maila, rozumiem, że też masz strasznie dużo pracy, jak znajdziesz czas coś napisać na blogu albo na maila, też docenię:))) Wszystkich ściskam mocno i utęsknienie!!!

Na deser - zdjęcie jednych moich zajęć z moją panią promotor....(skądinąd bardzo fajna kobitka)


Plus na drugi deser małe info...od 5-26 sierpnia jestem w Polsce:)) Nie wytrzymam z japońskimi upałami, gigantycznymi pająkami i skolopędrami, więc uciekam do naszego wspaniałego "zimnego" kraju na zasłużony, myślę, do tego czasu, urlop:)))

6 komentarzy:

  1. Hahaha, jestem pierwsza!!:)

    No więc Aduś, jak ludowi pracującemu zostaje tylko praca i wreszcie (hura hura hura!!!) odpada nauka, to niechby nawet ten lud pracował ciężko, to i tak nie ma co narzekać (ciekawe, czy mi się oberwie...;)), no bo mimo wszystko zamyka za sobą drzwi i idzie sobie w miarę beztrosko won.

    Ale wieczorem już nie wraca do książek ...

    Wniosek: aktualnie Ty pracujesz bardzo ciężko, dużo ciężej niż ja, ergo:

    z dniem przedwczorajszym zrzekam się przynależności do ludu ciężko pracującego na rzecz Ady. To be continued in private :)

    Bądź dzielna do sierpnia, satysfakcja Ci wiele wynagrodzi, a o resztę zadbamy my w Polsce - nie mam wątpliwości, że nawiedzisz stolicę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zagat, wielkie dzięki za pocieszające docenienie:)!!! Napisz mi w wolnej chwili maila jak egzamin i jak życie w ogóle, bom spragniona opowieści:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sis! Po pierwsze bardzo dziekuje za wpis na blogu (choc sprowokowany malo pozytywnymi wydarzeniami) bo kazdy przejew Twojego pisarstwa jest dla mnie pozytywnym aspektem! Po drugie, nie martw sie nikt z ludu pracujacego nie bedzie urazony, bo ja nawet najgorszego closingu nie zamienilabym na nauke japonskiego i czytanie w japonskich gazetach o planu tienanmen. A po trzecie, u nas teraz jest kryzys to lud pracujacy pracuje mniej ciezko ;) Wiec Ty biedactwo zdecydowanie odrabiasz panszczyzne za nas wszystkich. Powiem Ci na pocieszenie w tajemnicy ze mam w planie wyslanie do Ciebie malej przesylki ktora powinna poprawic Ci troszke humor w takie dni jak ten ;) Buziaczki i trzymaj sie dzielnie - you're the best!!!!! Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwiązania są dwa. Zaciśnij zęby i do przodu, albo zrezygnuj z kilku zajęć - nie wierzę, że się nie da: idź i powiedz basta:)Wierzę, że dasz sobie radę - jak nikt potrafisz wziąć na siebie za dużo i wyjść z tego obronną ręką:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aduniu Kochana, wreszcie udało mi się dostac się do Twojego bloga - a było ciężko. Nie wiem tylko czemu figuruję tutaj pośród samych swoich z imienia i nazwiska, ale nic to.

    Nic się nie martw! będzie dobrze! Ja też, jako jedna z przedstawicielek tutaj ludu pracującego, mam sporo roboty,ale jak się chce to można :) Karola ma rację, rzuć w cholerę kilka zajęć i poodpoczywaj, pozwiedzaj, bo to ważniejsze.
    Chodź musze przyznac, że to przesilenie zajęciami wcale mnie nie dziwi - pamiętam jak to z Tobą było na ILSie ;)

    Będę pisać częściej - obiecuję! już jestem grzeczną dziewczynką :)

    Ściskam Cię bardzo bardzo mocno! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochane!!!Bardzo, bardzo dziękuję za wsparcie, maile, komentarze (Zagat, czy to Ty może dziś się próbowałaś do mnie dodzwonić??), miło się "wyżalić" na głupie, naukowe sprawy przyjaciołom!!!Myślę o Was i wciąż jeszcze nienauczona na jutrzejszy test ze znaków (u mnie 1:00 w nocy) idę spać:)))Wszystkiego najlepszego z okazji Bożego Ciała!

    OdpowiedzUsuń