niedziela, 4 kwietnia 2010

4 kwietnia czyli o 10 najbardziej fascynujących aspektach Japonii z punktu widzenia dwójki polskich turystów

Jak wiernym czytelnikom bloga wiadomo wpis niniejszy jest wpisem gościnnym, ostatnio zapowiadanym przez szanowną autorkę (jap. o-autorka). Dwójka zmęczonych pracą warszawskich prawników wylądowała dwa tygodnie temu w Japonii (z jednodniowym opóźnieniem, ale za to w nagrodę lecąc business class) i od tego czasu nieustannie odkrywa fascynujące aspekty japońskiej rzeczywistości.
Zatem, dla Ady w podziękowaniu za pokazanie nam takiej właśnie Japonii, dla tych którzy już tu byli jako wspomnienie, dla tych, którzy planują przyjazd do Japonii - jako mały trailer, a także dla tych, którzy jeszcze takich planów nie mają - na zachętę, przedstawiamy poniżej the ultimate top ten of our Japanese fascinations.

10. Zabawki

Wszyscy słyszeli o Hello Kitty, prawda? Ale Hello Kitty (pomimo, iż jest naczelnym wyznawanym w Japonii bóstwem, którego wizerunki znajdziecie na wszystkim, od breloczków do sardynek) to nie wszystko. There is more, so much more! W Japonii zabawki są wszędzie, a tak naprawdę wszędzie są symbole zabawek albo postaci z bajek albo przynoszących szczęście zwierzątek albo nie wiadomo jeszcze czego... I wszyscy się z nimi fotografują i kupują związane z nimi gadżety! Te zabawki potrafią nawet przyćmić lub zastąpić dużo większe atrakcje, tak jak dziś kiedy na wzgórzu, z którego należy podziwiać górę Fuji wszyscy (niezależnie od tego czy akurat było widać kawałek Fuji czy nie, przy czym na ogół Fuji była zupełnie schowana za chmurami) robili sobie zdjęcia z zajączkiem i szopem z jakiejś dziwnej bajki, w której szop robi sok albo zupę z babci (naprawdę japońska wyobraźnie nie zna granic - kolejne dowody na poparcie powyższej tezy nastąpią). Jak widać my też ulegliśmy tej fascynacji ;) I nawet przywieziemy do Polski kilka gadżetów z Hello Kitty - jacyś chętni na takie cudo?



9. Karaoke

Wydawałoby się, że w karaoke nie może być nic fascynującego - cały świat wie, że Japończycy uwielbiają karaoke i co w tym ciekawego, że banda umiejących lepiej lub gorzej śpiewać ludzi zajmuje scenę w pubie i na cały głos ryczy przeboje. Ale karaoke w Japonii to coś zupełnie innego niż karaoke w Polsce. Zacznijmy od tego, że nie odbywa się w pubie, ani w knajpie ani w restauracji. Odbywa się w miejscu do karaoke, które podzielone jest na mnóstwo prywatnych pokoików różnych rozmiarów i każda ekipa dostaje swój własny pokoik co pozwala błaźnić się we własnym gronie, a nie przed tłumem obcych. Po drugie książka piosenek do wyboru jest wielkości książki telefonicznej miasta stołecznego Warszawy i trzeba naprawdę wiedzieć co chce się śpiewać, bo na lekturze tego dzieła można stracić nie jeden wieczór. Po trzecie jest opcja, którą wybiera pewnie każda polska grupa ruszająca na karaoke w Japonii - drink all you can in 90 minutes!!! Wtedy nie ma już problemu z zachęcaniem kogokolwiek do śpiewania ;) Aha i oczywiście w ramach ceny, kiedy już grupa się rozbawi przychodzi pan z obsługi i robi pamiątkowe zdjęcie, które otrzymuje się wychodząc (w mini-albumie z Hello Kitty). To się nazywa zorganizowana rozrywka! We loved it!!!


8. Sklepy i zakupy

Ada zamieszczała już na blogu kilka zdjęć z japońskich sklepów i opisywała swoje z nich wrażenia, więc właściwie powinniśmy byli wiedzieć na co się piszemy kiedy pierwszy raz wybraliśmy się na samotne zakupy do Osaki. Jednak jak to często bywa rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. To już nawet nie chodziło o to, że większość produktów była dostępna we wszystkich kolorach tęczy, ani o to, że sklep z elektroniką miał 6 czy 7 pięter. Po prostu ilość tego co można kupić połączona często z absolutną bezużytecznością tych przedmiotów, ich kolorystyką, wystrojem sklepów i ich dekoracją jest mieszanką absolutnie wybuchową! Nawet osoby nie lubiące zakupów w normalnym życiu (czyli męski pierwiastek naszej wycieczki) chętnie odwiedzają japońskie sklepy - it's not about shopping, it's about the experience!


7. Jedzenie

Zupa miso, sushi, tempura - o wszystkim słyszeliśmy i wiedzieliśmy, że przy naszych pewnych dziwactwach jedzeniowych może tu być trudno ze znalezieniem lokalnego jedzenia, które będzie nam smakowało, a przede wszystkim, które odważymy się przełknąć. Ale ponownie - nie byliśmy gotowi na to co nas spotkało. Część zadziwień była jak najbardziej pozytywna - można tu zupełnie nie(aż tak)drogo i przyzwoicie zjeść, a w dodatku wszędzie prawie za darmo dają wodę i herbatę. Ale z drugiej strony nie jesteśmy w stanie zrozumieć jak można na kolację w porządnym hotelu podać ludziom talerze surowego mięsa a na stole postawić im garnek z wrzątkiem, w którym mogą je sobie ugotować. Albo dlaczego do zupy dostaje się pałeczki a do curry łyżkę. Albo kto wymyślił kit-kata z wasabi (tutejszy chrzan) jako słodycz. Albo jak można nawet na śniadanie podawać ludziom surowe ryby (często z oczami - podobne do tych sprzedawanych na straganie uwidocznionym na zdjęciu) i tę nieszczęsną zupę z misia ;) Na szczęście powszechnie znane zdolności kulinarne Ady trzymają nas przy życiu!


6. Wielkie budynki, mosty, drogi

One są naprawdę wielkie... I w pewnym sensie przyciągają naszą uwagę i ciekawość o wiele bardziej niż dawne świątynie czy pałace, bo mają w sobie właśnie coś fascynującego. Może to dlatego, że nie rozumiemy, dlaczego budowa dwupoziomowych mostów, linii monorail czy torów dla szybkiej kolei możliwa jest w górzystym kraju trapionym trzęsieniami ziemi i obfitymi opadami, a nie jest możliwa w relatywnie płaskim kraju o umiarkowanym klimacie... Warto dodać, że beton, jako ulubione aktualnie tworzywo Japończyków, jest wszechobecny, choćby w formie krawężników na poletkach ryżowych, czy wybetonowanych ścieżek w górach.




5. Ryokan

Czyli tradycyjny japoński hotel. Wszystkie obiekty zakwaterowania w Japonii dzieli się według tego czy jest to styl zachodni czy styl japoński czyli właśnie ryokan. W czasie naszej podróży dwa razy nocowaliśmy w takim przybytku i wciąż nie możemy wyjść z podziwu. Bo to dużo więcej niż hotel. To miejsce gdzie pokój jest podpisywany imieniem gościa, gdzie w pokoju gość znajduje wszystko czego może potrzebować (kapcie, yukatę, szczoteczkę do zębów, zestaw do parzenia herbaty), a w dodatku wszystko dzieje się jakby magicznie kiedy człowieka nie ma... to znaczy kiedy wracamy po kolacji nasze futony są rozłożone i wszystko jest przygotowane do snu. Przechodząc do jadalni (patrz: punkt o jedzeniu) kłania Ci się co najmniej pięć osób witając, przepraszając za swoją obecność, dziękując za uwagę i żegnając jednocześnie. Gość czuje się jak średniowieczny wielmoża. Nie należy zapominać też o ofuro, rytualnych kąpielach w gorących zbiorowych wannach, które są tu podstawową atrakcją pobytu (kąpiel przed posiłkiem, po posiłku, między posiłkami, po czym cykl powtarza się). Naprawdę to coś więcej niż po prostu hotel.




4. Japońska wizja historii

W ramach wycieczki do Tokio za jeden z podstawowych celów (obok Harajuku, o którym będzie jeszcze poniżej) mieliśmy Yasukuni-jinja czyli słynną świątynię poświęconą Japończykom poległym w obronie ojczyzny, w tym w drugiej wojnie światowej - obiekt znany z kontrowersji związanych z modłami nad japońskimi zbrodniarzami wojennymi. Do świątyni przylega też muzeum, pełne sprzętu wojennego, samolotów, czołgów i torped, w którym poznaliśmy nową wersję historii. Dowiedzieliśmy się mianowicie, że w drugiej wojnie światowej (która tutaj nazywa się Greater Eastern Asian War) Japonia broniła swoich terytoriów i starała się uniknąć ataku na Stany Zjednoczone (do którego, absolutnie wbrew swej woli, została wmanewrowana), a ponadto, że ruchy wolnościowe w Azji po drugiej wojnie światowej były skutkiem działalności Japonii i zakorzenienia przez nią idei wolnościowych. Ani słowa (po angielsku) o zbrodniach wojennych. Ponieważ po angielsku były tylko drobne fragmenty opisów bardzo zastanawia nas jak to jest przedstawione po japońsku - obawiamy się, że może być jeszcze ciekawiej... Aż dziwne, że część eksponatów została wypożyczona przez muzea amerykańskie.


3. Jidohanbajki

To nazwa naszych ulubionych urządzeń w Japonii! Jest to zbiorcze określenie na wszelkiego rodzaju automaty sprzedające picie, jedzenie (na ciepło i zimno), papierosy i co jeszcze przychodzi do głowy. Ich najlepszą cechą jest to, że w przeciwieństwie do ich odpowiedników w Europie wcale nie sprzedają tych rzeczy dużo drożej niż w sklepach (np. na naszym ulubionym napoju różnica między ceną w sklepie a w automacie wynosi 3 jeny czyli ułamki groszy, bo 100 jenów to troszkę ponad 3 zł) a także to, że są wszędzie, dosłownie wszędzie - nawet w hotelach! Nawet w parkach (np. wśród jelonków w Narze), nawet na mało uczęszczanych drogach, naprawdę wszędzie, co ponoć ratuje ludziom życie w czasie tutejszych upałów. Co więcej automaty te sprzedają nie tylko zimne picie, ale też gorące - kawy, herbaty, kakao, zupy i to nie do plastikowych kubeczków, które zaraz się od gorąca zdeformują, tylko w puszkach, od których można miło ogrzać ręce w zimny dzień. I oczywiście wydają resztę, nawet z banknotów! Nie ma dnia, żebyśmy nie poczynili jednego lub więcej zakupów w takim automacie i już ciężko nam wyobrazić sobie życie bez nich!


2. Freakshow

W pewnym sensie Japonia to jeden wielki freakshow z tymi zupełnie innymi obyczajami, było nie było inaczej wyglądającymi ludźmi, Hello Kitty i w ogóle, ale jak to w życiu bywa some people are bigger freaks than other! Niejednokrotnie oglądaliśmy się za różnymi typami na ulicach japońskich miast i niejednokrotnie żałowaliśmy, że nie dość szybko wyciągnęliśmy aparat, zrobiliśmy zdjęcie lub wstyd nam było tak otwarcie fotografować ludzi, którzy po prostu szli sobie po ulicy... To co widać na zdjęciach to naprawdę tylko mała próbka możliwości japońskiej młodzieży m.in. w tokijskim rejonie Harajuku, które jest tak znane z freaków, że momentami było tam więcej białych fotografów niż azjatyckich dziwaków.




1. Sakura, sakura i jeszcze raz sakura

Kiedy dziś robiliśmy ten top ten, od początku nie było wątpliwości co będzie na pierwszym miejscu. Sakura czyli kwitnące wiśni jest absolutnym przebojem naszego pobytu tutaj. Specjalnie planowaliśmy być w Japonii kiedy kwitną wiśnie (no i kiedy Ada ma wakacje), ale było to motywowane chęcią zobaczenia ślicznych krajobrazów, a tymczasem, oprócz naprawdę pięknych wiśni zobaczyliśmy zjawisko społeczne. Bo kwitnące wiśnie oznaczają, że cała Japonia rusza je podziwiać, wychodząc w tym celu z biur i domów, siadając pod drzewami i pijąc, jedząc specjalne dania odwołujące się do wiśni i kupując wszystko, co się da z widokiem kwitnących wiśni. W Tokio na przykład ludzie wjeżdżali na taras widokowy na 45 piętrze nie po to żeby zobaczyć panoramę miasta z wieżowcami, ale po to, żeby popatrzeć na kwitnące wiśnie z góry! Takich tłumów jak w Tokio przy wejściu do parku narodowego (część zdjęć jest właśnie z drogi do tego parku), które jest jednym ze znanych miejsc do hanami (czyli podziwiania sakury) nie widzieliśmy w Polsce nigdy, poza wizytami Papieża, które jednak były dużo rzadsze niż kwitnące co roku wiśnie... Ada mówi, że podobnie jest jeszcze w listopadzie kiedy są momidzie czyli czerwone liście klonów, ale naszym zdaniem jeśli planujecie przyjazd do Japonii to tylko w okresie sakury!

\



Zostały nam w Japonii już tylko cztery dni, ale czeka nas jeszcze sporo atrakcji, w tym prawdziwa tea ceromony z mistrzem parzenia herbaty i piknik ze znanymi już z Ady wpisów obacianami mający oczywiście na celu podziwianie sakury. Choć w tej chwili wydaje nam się to wątpliwe może coś zachwieje jeszcze powyższą listą. Jeśli tak będzie obiecujemy dać znać.



3 komentarze:

  1. Brzmi naprawdę zachęcająco:) Tak sobie myślę, że niektórzy mogliby zająć się profesjonalnym przygotowaniem ciekawych przewodników dla turystów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No kochani, jak to się mówi, niedaleko pada pióro od pióra ;) super wpis! Bardzo mi się podobało, dzięki :) Jak tak czytam, to sobie przewiduję moją własną top ten w Japonii, coś bym przetasowała pewnie :) To kto następny wpisuje się gościnnie, Ad, masz już listę? :)
    Asia, Michał - życzę fantastycznego ostatniego etapu wizyty u naszej polskiej Japonki! Ada, szykuj przewodnik dla polskich turystów w Japonii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, znowu zapomniałam, a miałam jeszcze dopisać, że widać, kto gdzie był na wakacjach... :) z której to wyspy taki cudny kolorek? ;)

    OdpowiedzUsuń