sobota, 24 kwietnia 2010

4月24日 czyli o okropnych spóźnieniach, jeśli chodzi o życzenia....
(oraz parę historii z moich ostatnio różnymi wrażeniami wypełnionych dni)

Wpis dedykowany drugiej z Trzech Wielkch Komentatorek:
Zagat, niewybaczalnie spóźnione, ale najszczersze i bardzo stęsknione, najlepsze życzenia urodzinowe !!!

Wpis ten zamierzałam napisać w Twoje Urodziny, planowałam to od dawna i naprawdę pamiętałam....(tylko winni się tłumaczą:) Szkopuł w tym, że w dniu Twoich urodzin wylatywali Asia i Misiek a ja byłam w stanie takiego niedospania, że po prostu padłam. Pomyślałam więc, że dzień spóźnione życzenia napiszę w sobotę...I wtedy się zaczęło: katastrofa, żałoba....Jakoś głupio mi było tego samego dnia pisać w takim super-super radosnym tonie jakiś wpis, więc stwierdziłam, że parę dni poczekam, co już w ogóle było najgorsze, bo wtedy dopadł mnie uniwerek, mnóstwo spraw i rewolucyjnych decyzji (o tym będzie dalej) i dopiero od wczoraj schodzi ze mnie jakiś stres i nagromadzenie spraw ostatnich dwóch tygodni. Tłumaczenie marne, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, bo naprawdę cały ten czas pamiętam o Tobie i było mi strasznie, ale to strasznie głupio z każdym kolejnym dniem opóźnienia, co go w żaden sposób nie usprawiedliwia. Anyway, there it is...(finally!!)

Wszystkiego, wszystkiego najlepszego!!! Obyś miała piękny rok, sięgała po odważne pomysły, których Ci nie brakuje, pokonywała dalej różne przeszkody, lęki i ograniczenia (bo za to Cię bardzo podziwiam, mam nadzieję, że o tym wiesz!!!), żebyś była po prostu sobą, czyli kimś kto generuje duże dawki pozytywnej energii na swoje otoczenie i żeby Tobie inni dawali codziennie to samo, a nawet jeszcze więcej!!!
Jest coś strasznie komfortowego w posiadaniu przyjaciół "od kilkunastu lat". Po pierwsze, przechodzi się w tym czasie razem przez bardzo różne rzeczy, poza zaś fantastycznym aspektem wielości różnorakich wspomnień, można też wtedy wyraźnie zobaczyć, jak się ludzie zmieniają, a mimo to jak w dalszym ciągu są i będę zawsze bliscy. Zagat, powiem Ci tyle: jestem z Ciebie strasznie dumna! Jak się widziałyśmy w grudniu to tak sobie myślałam, że naprawdę: "We've come a long, long way together...Throught the bad times and the good". I pięknie patrzeć na tę twoją drogę, wiesz? Oby tak dalej!!!

***

Teraz druga część wpisu, czyli opowieść - uwaga! - o tym, co może się zdarzyć tylko w Japonii ("takie rzeczy to tylko w Erze":)

Otóż, tylko w Japonii można jeszcze zgubić dużą sumę pieniędzy, na ulicy, na dużym kampusie uniwersyteckim, w kopercie, bez żadnego imienia, adresu, czegokolwiek....I odzyskać ją po dwóch godzinach, ponieważ znalazcy nie przyszło do głowy, żeby wziąć sobie niczyje pieniądze, tylko odniósł je do centrum studenckiego i powiedział, gdzie i o której znalazł, tak żeby można je było zidentyfikować. We wtorek bodajże zgubiłam naprawdę dużą część wyjętych z konta pieniędzy (miałam zapłacić z nich za taki egzamin językowy i jakoś po raz pierwszy zamiast do portfela schowałam je do takiej specjalnej koperty, jakie tu są przy każdym bankomacie, takie "koperty na pieniądze") i jak się zorientowałam, to mocno zbladłam, wyobrażając sobie, że nigdy już ich nie zobaczę z powrotem...Słyszałam co prawda historie o odzyskiwaniu w Japonii wszystkiego, co tylko się zgubi (poza parasolami i rowerami, podobnież), ale pomyślałam, że case ten nie dotyczy jednak niepodpisanych kopert z pieniędzmi, za których równowartość student może tutaj spokojnie wyżyć tydzień. A jednak! Przy pomocy Kuby (ktory był dużo bardziej niż ja przekonany, że "się znajdą"), pieniądze odzyskałam w niecałe trzy godziny po ich utracie, co przepełniło mnie ogromnym wzruszeniem wobec jakiegoś niespisanego etosu narodu japońskiego. ...No bo naprawdę....Kto z Was wierzyłby w Polsce, że jak zgubi 300 złotych na ulicy, to jak wróci za trzy godziny, ktoś będzie na niego w tym miesjcu z pieniędzmi czekał? Anybody....? No właśnie, tak też myślałam.

Co do innych historii, to tak w telegraficznym skrócie....Byłam ostatnio w Japonii aż na trzech rozmowach o pracę (wynik: nie dostałam żadnej, wczoraj mnie nie przyjęli jako nauczyciala języka polskiego w jednej ze szkół językowych w Osace, bo po mojej lekcji demonstracyjnej Pan stwierdził, że jak będę mieli jakieś dzieci, które się będę chciały uczyć polskiego, to się nadam, ale że do biznesmenów chyba nie bardzo...T_T), rozstałam się z moją promotor a konkretniej rozstałam się z ideą robienia doktoratu pod jej kierownictwem, w związku z czym znów jestem w punkcie wyjściowym a propos ścieżki kariery i albo wracam za rok do Polski, albo wykombinuję coś jeszcze bardziej szalonego i hardcorowego niż doktorat >_< (w końcu muszę sobie zapracowywać na opinię osoby "nieobliczalnej":)))). Co jeszcze? Let me think...
No to by chyba było na tyle. A, if anyone's interested, udało mi się w końcu zamieścić w sieci zdjęcia z Tajlandii, wybór zdjęć moich plus trochę zdjęć Kuby. Here's the link: http://www.flickr.com/photos/47852468@N05/sets/72157623697588093/ (mam nadzieję, że działa, jak nie, to wklejcie po prostu ten adres i powinno się otworzyć).
Na dziś to chyba tyle, jak się coś ciekawego wykluje to napiszę znów niedługo, póki co wciąż liczę na to, że się więcej komentarzy pojawi pod dwoma poprzednimi wpisami, zwłaszcza wpisem gościnnym, który - uważam - pięknie przedstawia Japonię i jakoś tak mi smutno było, że nie doczekał się większej ilości komentarzy. Ale to pewnie przez żałobę. Przyćmiła talent mojej siostry i szwagra, tak coś czuję;)

Pięknej wiosny....w Japonii wielkimi krokami zbliża się GO-RU-DEN ŁI-KKU (Golden Week), ale w tym roku nigdzie nie jadę (bez przesady, napodróżowałam się ostatnio:). Liczę za to, że będę miała w tym czasie ciut czasu, żeby ponadrabiać kontaktowe zaległości, za które wszystkich, których to dotyczy, najmocniej przepraszam. A kto do mnie długi czas nie pisze, niech też wykorzysta majówkę i coś skrobnie! I miss you all...!!!




5 komentarzy:

  1. Sis, uzurpując sobie prawo wypowiadania się w imieniu szerszego grona czytelników, a w szczególności w imieniu Trzech Wielkich Komentatorek chciałam powiedzieć: we all missed you! Znaczy dobrze, że znów coś napisałaś i mam nadzieję, że już ani żałoby narodowe ani inne dziwne okoliczności nie będą stały na przeszkodzie częstych wpisów, bo my tu oczywiście jesteśmy ich spragnieni.

    Po drugie - do Zagatki, jako że wpis był dedykowany: HAPPY BIRTHDAY i spełnienia wszystkich marzeń. Przepraszamy też, że przez to jak wykończoną zostawiliśmy Adę po naszym pobycie życzenia składamy wszyscy z opóźnieniem. Może częściowo naszą winę zatrze fakt, że zdjęcia które tak ładnie ilustrują ten wpis są naszego autorstwa ;)

    Po trzecie co do zgubienia i znalezienia znacznej sumy pieniędzy, to my po pobycie w Japonii wcale nie jesteśmy tym faktem tak zdumieni. Przecież skoro w tym kraju parkuje się samochodem z otwartymi zupełnie oknami a po powrocie się go znajduje, a w sklepach nie ma żadnych bramek rejestrujących czy kupujący nie wynoszą czegoś za co nie zapłacili to dlaczego ktoś miałby nie zgłosić, że znalazł pieniądze? Aha, tylko może porównanie Japonii do Ery było mało trafione, bo wczoraj aresztowali dwóch członków zarządu Ery ;)

    A po czwarte Sis to wiesz, że trzymam kciuki za wszelkie Twoje rozmowy o pracę i wymyślanie czegoś bardziej szalonego niż doktorat w Japonii (np. doktorat na Hawajach ;)) Tam też Cię odwiedzimy! Buziaczki! A

    OdpowiedzUsuń
  2. Adusia, dopiero teraz zajrzałam i czuję się głęboko, głęboko wzruszona, dziękuję :)
    Dzięki też Asiu i Michale :

    Korzystając z okazji, chciałam wyrazić ogromną wdzięczność za te kilkanaście wspólnych lat:) Bez względu na to, jak się potoczą Twoje losy, będziemy Ci we wszystkim towarzyszyć...no a w Warszawie czekamy na Ciebie gromadnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Agatko, STO LAT w szczęściu!!:)

    Podpisuję się pod wpisem Asi, fajnie, że wróciłaś do pisania:)

    Co do rozmowy o pracę, to nic się nie martw! To komplement, że tak dobrze potrafisz pracować z dziećmi:) A do nauki japońskich biznesmenów to pewnie trzeba wykazać się tytułem nauczyciela mianowanego ;)

    Jeśli chodzi o zgubione pieniądze i ich rychłe odzyskanie... tylko pomarzyć. Zejdzmy na ziemię: u nas jak Ci paczka chusteczek z kieszeni wypadnie, to zanim się obejrzysz już jej nie ma, a w promieniu kilku metrów żywej duszy! Anegdotka z życia wzięta: moja ukochana babcia wraca ze sklepu rowerem. Zrobiła całkiem spore zakupy,więc zakupione opakowanie papieru toaletowego umieściła na bagażniku. Mimo że jechała powoli to pech chciał, że papier się wysunął. I zanim zdążyła się zatrzymać, żeby wrócić po zgubę, zobaczyła, że jakiś pan zatrzymał się całkiem niezłym samochodem i radośnie upychał zdobycz do bagażnika. Welcome to Poland:)
    Chapeau bas dla Japończyków za nieskazitelną uczciwość!

    Ściskam mocno!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej Karolka, ta historia o Twojej Babci jest naprawdę smutna, bo to już naprawdę trzeba być kimś wybitnym, żeby jeżdżąc dobrym autem starszą osobę pozbawiać papieru toaletowego, no ale właśnie welcome to Poland!

    A szanowną autorkę uprzejmie uprasza się o więcej wpisów, bo tu długi weekend zapowiada się deszczowo, więc lektura bardzo mile widziana!

    OdpowiedzUsuń
  5. hm dodałam ten komentarz wczoraj, a wciąż nie pokazuje, że liczba komentarzy zwiększyła się z 3 na 4. Może blog mnie sabotuje? Albo może jest limit komentarzy dla jednego użytkownika i już go wyczerpałam - o zgrozo!

    OdpowiedzUsuń