środa, 8 grudnia 2010

12月9日 czyli rozwiązanie konkursu aka
"Opowieści tłumacza z (nie)prawdziwego zdarzenia..."

Miałam jeszcze poczekać, ale grudzień już się zrobił, a zdjęcia i opowieści z mojego listopadowego baito obiecałam już baaaaardzo dawno temu. Rozwiązanie konkursu takowoż.
A zatem:

(drumroll... ... .... ...)

Z przykrością stwierdzam, że wbrew insynuacjom, jakoby pytania były zbyt proste nikomu nie udało się prawidłowo odpowiedzieć na wszystkie (@Chudy: odpowiedź B i C w jednym się nie liczy ;-). Jednak zważywszy na słabe zainteresowanie konkursem (może powinnam była umieścić zdjęcia potencjalnych nagród?:-) oraz liczbę osób, która nie mogła wziąć w nim udziału (I am sorry, Sis, wymyślę niedługo nowy konkurs, żeby Ci to zrekompensować; Agatka w podróży też w sumie była poszkodowana...), postanowiłam, że każdy, kto udzielił dwóch prawidłowych odpowiedzi, dostanie małą nagrodę. A zatem zwycięzców jest trzech: (w kolejności nadsyłania odpowiedzi) Karolka, Piotrek, Chudy. **Odbiór nagrody z każdym ze Zwycięzców ustalę indywidualnie :)

A teraz pora na prawidłowe odpowiedzi...


Odpowiedź I: Pomnik Chopina (2/3 wielkości oryginału łazienkowskiego) znajduje się w Hamamatsu, mieście partnerskim Warszawy (jeśli ktoś to wiedział sam z siebie, szacun!Ja nie miałam pojęcia, że Warszawa ma miasto partnerskie w Japonii i w życiu bym nie zgadła, że jest to akurat Hamamatsu, bo pierwszy raz o nim usłyszałam dopiero wtedy, jak miałam tam pojechać). Powyżej zdjęcie zamku w tymże mieście oraz (poniżej) polskie dzieci z zespołu (nie-do-końca) ludowego, którym towarzyszyłam jako tłumacz dokładnie miesiąc temu.

Odpowiedź II: Myślałam, że po wszystkich moich wpisach poświęconych Obacianom to będzie najprostsze pytanie, okazało się, że niekoniecznie ;-) Niech nikt się nie da zwieść: jeśli jesteś Gajdzinem w Japonii Twój odpowiednik wszelkich sororities, etc. to właśnie japońskie babcie!!! Pośrodku zdjęcia 80-letnia babcia, która załatwiła mi wyjazd na to tłumaczenie; obok babci buddyjski mnich oprowadzjący nas po świątyni Todaiji w Narze; dzień po nas był tam Dalaj Lama!). Jeśli chodzi o doświadczenia, które zdobyłam dzięki japońskim obacianom to muszę powiedzieć, że są to jedne z moich najlepszych i najciekawszych doświadczeń japońskich. Co z tego, że nie byłam tłumaczem z prawdziwego zdarzenia (albowiem obaciany nie zajmują się zwyczajnym rynkiem pracy, tylko takim bardziej niszowym, pół-wolontariatem, etc) i nie zarobiłam kolosalnych pieniędzy (tłumaczenie ustne w Japonii jest jeszcze bardziej intratne niż gdziekolwiek indziej na świecie). Przez tydzień tłumaczenia po 12-14 godzin dziennie zarobiłam w zasadzie tylko na bilet shinkansena w obie strony (Osaka-Hamamatsu) i zostało mi niewielkie kieszonkowe, but boy, I sure did have fun!!!


Na powyższym zdjęciu uwieczniono, jak tłumaczę polskie dzieci dla japońskiego audytorium w wieku 12-15 lat. To akurat było całkiem przyjemne...Gorzej było u burmistrza (czy wspominałam, że nie wiedząc jakiej rangi będzie to tłumaczenie, pojechałam na nie w swoich lnianych spódnicach, białych balerinach, a z eleganckich reczy miałam jedną, czarną bawełnianą bluzkę i to by było na tyle ;-) ?) Na zdjęciu stoję przy scenie, po lewej stronie.

A oto stuletni dom właściciela fabryki sake oraz komin fabryki w tle. Zwiedzanie fabryki sake było częścią programu oraz moich obowiązków tłumacza, co w praktyce sprowadziło się do wcielania w życie idei: jak nie masz pojęcia, co mówi osoba, którą tłumaczysz, po prostu mów to, co widzisz ("Tutaj, jak Pańswto widzą, dojrzewa sobie w cieple sake"). Wątpię, żeby ktokolwiek z grupy zrozumiał dokładnie, jak produkuje się japońską sake, a jeśli zrozumiał to na pewno nie dzięki mojemu tłumaczeniu, ale muszę powiedzieć, że sake z tej fabryki uratowała mi życie, kiedy po zwiedzaniu fabryki musiałam na uroczystej kolacji zajadać surową rybę (bo siedziałam dokładnie na przeciw właściciela fabryki, więc nie wiem czym skończyło by się przyznanie do tego, że ja właściwie nie jadam sushi...). Gdyby nie to, że po każdym kawałku łykałam duży łyk tego trunku, ryba stanęła byłaby mi w gardle, I am pretty sure 'bout that.

Tu dochodzimy do Odpowiedzi III: Pytanie było tricky, bo Japończycy pytają o wszystkie trzy rzeczy: czy przyjechałeś(aś) do Japonii po raz pierwszy, jak Ci się podoba Japonia i jak sobie dajesz radę z japońskim jedzeniem w zasadzie prawie jednocześnie. To taki standardowy zestaw pytań do każdego przyjezdnego. Do zestawu dla mieszkających w Japonii gajdzinów dochodzi jeszcze: jak długo mieszkasz w Japonii i jak to możliwe, że tak dobrze mówisz po japońsku (niezależnie od tego, czy mówisz cztery zdania na krzyż, czy naprawdę pięknie i płynnie). Jednakowoż, japońskim tematem konwersacyjnym numer jeden, a co za tym idzie prawidłową odpowiedzią na pytanie III jest odpowiedź B: JAPOŃSKIE JEDZENIE !!!! (i gdyby tylko wypadało wtedy odpowiedzieć, że się nie jada sushi....polskie dzieci to jeszcze mogą, ale ja jednak nie bardzo).

W sumie chyba nie pisałam za dużo o tym aspekcie japońskiej rzeczywistości. Japończycy uwielbiają swoje jedzenie, fotografują swoje dania w restauracjach, ich przewodniki po Europie składają się głównie ze zdjęć piekarni, restauracji, kawiarni, etc. wraz ze szczegółowymi obrazkami dań, które należy tam spożyć. Na dodatek w każdym mieście w Japonii można kupić tzw. "pamiątki jedzeniowe", które są specyficzne tylko i wyłącznie dla tego jednego miasta lub miasteczka (i na pewno nie można ich zjeść gdzie indziej, nawet jeśli można:). Mogą to być, dla przykładu:

1. Wszelkiej maści słodycze z zielonej herbaty z Kioto:

2. Specjalny makaron kishimen z Nagoi (który niczym się nie różni od zwykłego polskiego makaronu wstążkowego;-)



albo coś tak oryginalnego jak....

3. Ciastka o smaku węgorza (sic!) z Hamamatsu.


To nie jest żart! Goszczący mnie u siebie na czas tłumaczenia Japończyk, podarował mi całą paczkę takich ciastek w prezencie pożegnalnym...Teraz rozdaję je dalej swoim przyjaciołom Azjatom, bo oni lubią takie rzeczy....

Po tych wszystkich jedzeniowych dywagacjach...Zdjęcie na deser, na dowód, że w Japonii nawet sake potrafi być kawaii...(ale czy to w ogóle trzeba komukolwiek udowadniać?) To jedna z butelek produkowanych w fabryce, którą miałam przyjemność odwiedzić.



4 komentarze:

  1. Aduś, bardzo żałuję, że nie byłam na bieżąco przez ostatni miesiąc - tym bardziej że mi taki kłiz przeszedł koło nosa. Ale jak Ci opowiem na czym upłynął mi ten czas - sama zrozumiesz. Z pewnych rzeczy się ucieszysz :)

    A wklejone zdjęcia specjałów, które tu widnieją - przywiodły mi na myśl pewne ciasteczka z Paryża, które konsumowałam (zagryzając jajkiem) w wigilijnej podróży pociągiem, z taką jedną :) Myślę, że Pani wie o czym ja mówię... I dopytuję - czy jest szansa na powtórkę? tzn. nie ciasteczek ani jajka - tylko towarzystwa takiej jednej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Adusia, z ogromną przyjemnością przeczytałam sobie dziś w pracy Twój wpis, jest przeinteresujący! Zdjęcia równie wspaniałe. Btw, spotkaliśmy mnóstwo turystów, którzy podróżowali głównie w celach kulinarnych, a i ja sama nie wybrałabym na wakacje kraju z nieciekawą kuchnią :) myślę, że Ty też nie :) p.s. tak, indyjskie żarcie uwielbiam, ale po pewnym czasie zaczyna brakować... świeżej CZYSTEJ sałaty ;)
    pozdrawiam bardzo gorąco z zimowej, już bardzo świątecznej, Warszawy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sis, just for the record chcialam powiedziec ze znalam prawidlowe odpowiedzi na wszystkie pytania! Ale niecierpliwie czekam na jakis konkurs w ktorym bede mogla uczestniczyc zeby wykazac sie wiedza o Japonii i nie tylko ;)))
    Co do samego wpisu to nigdy nie sadzilam ze tak zasmakujesz w sake ;) a my w sumie nie sprobowalismy tego cuda w czasie pobytu u Ciebie. Za to umesiu wspominamy do dzisiaj (i chyba nawet znalezlismy w Warszawie miejsca gdzie da sie je kupic).
    Buziaczki! A

    OdpowiedzUsuń
  4. Sam węgorz dobry, więc i ciastko powinno być dobre. Najtrudniej co mi się było przystosować do jedzenia to marynowane ośmiorniczki, za cholerę nie dało się tego pogryźć.

    Co do tłumaczenia tego co się widzi, przypomina mi się jak na poczekaniu wymyślaliśmy legendy o zamkach jak były u nas japonki. :P

    OdpowiedzUsuń