2月9日 czyli Sapporo z lotu ptaka aka "Czy Pani wie kto to jest Fortuna?"
Oto drugi wpis z romantycznego cyklu. Dziś jednak będzie o innej miłości - niekoniecznie tej od pierwszego wejrzenia, ale za to takiej, która przekracza wszelkie podziały między ludźmi: społeczne, narodowe, rasowe, a nawet czasowe. Czy naprawdę muszę być blunt i to napisać? Tak, dzisiaj będzie o miłości do sportu. I wcale nie dlatego, że przez około dwie i pół godziny maszerowałam dzisiaj w tunelach ze śniegu (autobusem miało być sześć minut, ale chyba po drodze skręciłam nie w tę stronę co trzeba:) po to, żeby o własnych nogach dotrzeć do skoczni narciarskiej na górze Okura (oficjalna nazwa skoczni to Okurayama, być może niektórzy fani skoków narciarskich są z nią nawet zaznajomieni ;-). Dlatego, że kiedy dotarłam już do skoczni, wjechałam na górę wyciągiem krzesełkowym, wdrapałam się na "wieżę obserwacyjną" (czyli miejsce, gdzie zawodnicy siedzą sobie przed zawodami, czekając na swoją kolej) i podziwiałam Sapporo z lotu ptaka...
Wiem, że wśród osób które tu zajrzą (nie licząc mojej rodziny:) niewiele jest może takich freaków jak ja, które cieszyłyby się na zwiedzanie jakiejś tam skoczni narciarskiej (czy muzeum sportów zimowych, w którym można popróbować skoków narciarskich na takim specjalnym symulatorze - mój wynik 119 metrów ;-) Ale na tym właśnie polega miłość, że nie zawsze da się ją zrozumieć. Czasem można się tylko zadumać: "No i co ona w tej skoczni widzi?!???" =D
Ostatnie zdjęcie z maszyny pt. "Zrób sobie zdjęcie ze skocznią": Prawda, że ładne??? ;-)
(wtajemniczeni wiedzą, że ta japońska maszyna "upięknia", min. powiększa oczy i odmładza tak o 10 lat)
(wtajemniczeni wiedzą, że ta japońska maszyna "upięknia", min. powiększa oczy i odmładza tak o 10 lat)

P.S. Jako że po ostatnim wpisie doczekałam się komentarzy wyłącznie od rodziny, mam nadzieję, że tym razem ktoś jeszcze do nich dołączy :)
Sis,
OdpowiedzUsuńskoro wpis jest na specjalną moją prośbę to muszę pierwsza skomentować (mam nadzieję, że nikt mnie nie wyprzedzi kiedy to piszę). A mam tyle do napisania, że aż ciężko zebrać myśli, więc będzie w punktach:
1. Miłość
Gdybym była zgryźliwa powiedziałabym, że coś Sapporo, albo Hokkaido wpływają na Ciebie niezwykle romantycznie, bo już drugi wpis z tamtej okolicy zaczyna się od płomiennych opisów miłości ;) Ale ponieważ nie jestem zgryźliwa (not at all) to powiem tylko, że bardzo się cieszę, że tamta okolica tak Cię usposabia, no i oczywiście miłość do sportu rozumiem i podzielam w pełnej rozciągłości.
2. Wojciech Fortuna i Adam Małysz
Faktycznie podziwiać należy wiedzę Pana Japończyka i należą mu się duże brawa za tak dobrą pamięć do wydarzeń sprzed lat. Natomiast to, że japońskie dzieci nie wiedzą kim jest Adam Małysz ani Noriaki Kasai nie dziwi mnie wcale, bo zdaje się, że te skoki to tam bardzo mało popularna dyscyplina. Za to ciekawi mnie niezmiernie jaki to był symulator na którym mogłaś sobie skoczyć jak Małysz i ile wynosił punkt konstrukcyjny skoczni, na jakiej skakałaś (bo zależnie od tego Twój wynik może być całkiem dobry albo całkiem nie ;)) a przede wszystkim czy w ramach symulacji dostałaś też oceny za styl ;)) - i dlaczego ten symulator nie produkował jednocześnie zdjęć osoby skaczącej - to by dopiero było cudo!!!
3. Freaki sportowe
To troszkę kontynuacja powyższego wątku, ale też poinformowacie Cię, że chyba nie doceniasz czytelników bloga. Poza oczywiście Twoją Rodziną jestem w stanie pomyśleć o chociaż jednym (acz mało aktywnym) czytelniku tego bloga, który (nie wiem czy akurat do skoków narciarskich) ale do innych sportów i sportowców również ma stosunek bardzo emocjonalny. Natomiast faktem jest, że pewnie niewiele osób, którym będziesz opowiadać o tym wyjeździe najbardziej ze wszystkiego będzie Ci zazdrościć wizyty na tej skoczni (tak jak ja ;))
4. Zdjęcia z maszyn i nie tylko
Oczywiście zdjęcie ze skocznią jest śliczne aczkolwiek jak na zdjęcia z maszyn jest ono wyjątkowo mało sztuczne (tylko jakaś bardziej ruda się wydajesz - chyba że ostatnio farbowałaś włosy;)) ale nie wiem czy Ci mówiłam, że w Polsce też już są takie maszyny - w Złotych Tarasach trafiliśmy do takiej z Miśkiem próbując zrobić mu poważne zdjęcie do dokumentów. Niestety najpierw wrzuciliśmy kasę, a później zorientowaliśmy się, że nie o takie zdjęcia nam chodziło więc mamy troszkę bezsensownych różowych zdjęć w serduszku ;))
A tak wogóle w temacie zdjęć to wciąż czekam na te zdjęcia tuneli śniegowych, w których się przebijasz rzekomo ;)))
5. Komentarze
Jak Ty tak mogłaś zdemaskować Anonimowego komentatora??? A tak się dzielnie ukrywał ;))) A teraz już wszyscy wiedzą, że to też członek rodziny. Anyways, też mam nadzieję, że kilka cichych czytających znajdzie w sobie odwagę aby się wypowiedzieć - w ramach marchewki mogę obiecać, że nie będę dopytywać who is who tudzież cytować znanych mi powiedzonek danych osób ;))
To tyle - teraz pora wracać do pracy. Miłych pingwinów jutro i oczywiście liczę na relację. Buziaczki. A
P.S. Wyszedł mi tak długi ten komentarz, że jak go opublikowało to się zastanowiłam czy jest dłuższy niż Twój wpis - ale nie jest. Jesteś lepsza o około 50 słów ;)) No chyba, że jeszcze coś tu dodam .... ;))
OdpowiedzUsuńprzepraszam za pytanie , a nie maja tam w Japonii taksówek
OdpowiedzUsuńWidok imponujący, chociaż wygląda jak oprószone śniegiem śmietnisko ;)Mnie z kolei zdjęcia wielkich miast przygnębiają mimo, że w pewnym sensie wyglądają pięknie.
OdpowiedzUsuńW takiej maszynie do upiększania powinno się robić zdjęcia do paszportu - zgodnie z rozporządzeniami przybiera się na nich minę niezwykle groźnego przestępcy poszukiwanego listem gończym ;)
Ad,
OdpowiedzUsuńbłogosławiona grypa, albowiem dopiero ona przywraca naturalizowanej warszawiance work-life balance ;)
Na tym zdjęciu już zupełnie wyglądasz jak Liv Tyler, czy ktoś Ci już to mówił, czy jestem pierwsza? :)
tbc...
Karolka, Zagat - stęskniłam się za Waszą widoczną obecnością na blogu - dzięki wielkie za powrót :)))
OdpowiedzUsuńMe very happy!
Zagat, kuruj się Kochana, a jak złapiesz trochę sił to napisz więcej, bo po pierwsze muszę choć trochę posłuchać o tych Indiach, a po drugie nic nie wiem co u Ciebie od przed Indiami w zasadzie :((( (jak masz grypę, to może by mi się nawet udało złapać Cię na skypie, co?
P.S. Zagat, dzięki! Liv Tyler to super komplement (nawet jeśli zawdzięczam go upiększającej maszynie;-) A, i tak, jesteś pierwsza. Ostatnio ludzie mnie porównywali do dwóch różnych amerykańskich aktorek, o których nawet nie słyszałam =P
Aduś, dotarł do mnie kalendarz z Górą Fuji! Jest prześliczny! Bardzo dziękuję i całuję z zaśnieżonej Warszawy! Szwagier.
OdpowiedzUsuńno dobrze, po sporej prerwie, ze sporym opzonieniem w stosunku do daty ukazania sie wpisu, niemniej na milosc do sportu obojetny pozostac nie moge, nawet jesli to nie o mnie myslala Asia...;-)
OdpowiedzUsuńwiec skoki, skoki i po skokach... ja chyba jeno raz czy dwa na Wielka Krokiew sie wdrapalem (krzeselka, hiehi...), natomiast namietnie podziwiam przebudowana Bergisel rownie namietnie kursujac na linii Wroclaw - Dolomity. Tyz piekna, z gory ponoc jeszcze fajniej, moze kiedys uda sie odwiedzic.
Temczasem wielce Ado mnie krzepia i uspokajaja wiesci na fb od Ciebie i Asi, ze w tych tragicznych czasach jestes cala, zdrowa i bezpieczna. Choc z mailem to sie zbieram do Ciebie od czasu tak wielkiego, jak popularnosc Adama i pozostaje mi liczyc na Twa rownie wielka wyrozumialosc, to jak tylko zobaczylem wiesci o trzesieniu ziemi, to serce jakos mocniej zabilo i od razu zaczalem myslec o Tobie...
Trzymaj sie dzielnie, usciski!!!!
Krzysiu, żebyś sobie nie myślał, to o Tobie właśnie myślałam pisząc o tych innych czytelnikach bloga miłujących sport ;)
OdpowiedzUsuńSis, a ty musisz się zabrać za nadrabianie zaległości blogowych, bo przez to, że tak dawno nic nie pisałaś dopiero dziś (w wyjątkowej chwili bez szaleństwa w oczach z powodu natłoku pracy) zobaczyłam komentarz Krzysia.
A zatem do klawiatury!!!
Buziaczki
A
Być w środę w Sapporo (wg któregoś przewodnika miasta pełnego Polaków, cha cha) i nie wpaść na cotygodniowy polski obiadek, jak tak można!? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Hokkaido,
RR