czwartek, 18 lutego 2010

2月18日 czyli o tym, że chyba powinnam była zostać przedszkolanką...




Całkiem prawdziwe to stwierdzenie, że żałuje się tylko tego, czego się nie zrobiło. Języków, których się nie nauczyło (rosyjski np. zaprzepaszczony przeze mnie - zapewne bezpowrotnie- z powodu jednego tragicznego wystąpienia na lekcji rosyjskiego pt. "listy uljetajet..."), instrumentów, na których się nie grało (pianino albo jeszcze lepiej skrzypce, aczkolwiek do kariery w klasie skrzypiec bezpowrotnie zatrzasnęła mi drzwi moja siostra, dość głośno i wyraziście komunikując całemu światu w wieku lat 6-ściu albo i 7-miu co sądzi na temat nauki gry na skrzypcach), techników do których się nie poszło (gastronomiczne!!!!!!!!!!!!), zawodów, których się nie wybrało (koparka, trener owczarków niemieckich)...I tak dalej. Całe życie. A żalów tych tylko przybywa;-) W dniu dzisiejszym do mojej skromnej górki dołączył żal, że nie zostałam przedszkolanką albo nauczycielką wu-efu w japońskiej szkole podstawowej. A wszystko za sprawą mojego ostatniego wystąpienia w japońskich podstawówkach, które miało miejsce dzisiaj właśnie.

Edukowałam byłam japońskie dzieci (ha, come to think of it, w sumie od listopada, wyedukowałam już tak ze 2 setki małych Japończyków!!Jeszcze trochę i będę gonić pozytywistyczne ideały...;) w kwestiach takich np. jak: kto to jest Adam Małysz (curiosity: WSZYSTKIE dzieci wiedzą kto to jest Maria Curie ale Chopina często mylą z Bachem lub- nawet!- Mozartem:), co to jest kotlet schabowy, dlaczego polskie minus trzydzieści lepsze jest od japońskich 3 stopni (Japońskie dzieci nie wiedzą co to jest centralne ogrzewanie, więc opisywanie jak wygląda kaloryfer jest fun'em samo w sobie), jak się przedstawić po polsku, itd, itp. Ostatnio nagrywałam też dla prefektury Osaki takie materiały, które może będą puszczane wszystkim dzieciom w szkołach na lekcjach z "nauki o świecie" (ale może lepiej, żeby nie w całości, bo musiałam m.in. śpiewać przeinteligentną polską wersję "Twinkle, twinkle liitle star", która brzmi nie inaczej, jak: "Wyszły w pole kurki trzy i gęsiego sobie szły" (sic!); wolałabym zresztą, żeby dzieci nie katowano moim śpiewaniem, niech mają dobry obraz Polski;-). Więc w sumie kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej, niskopłatnej roboty, ale z drugiej strony dawno się tak świetnie nie bawiłam jak w tych podstawówkach. Dziś np. grałam z dziećmi w dwa ognie, uczyłam się jak robić grabie ze zwykłego sznurka (taka japońska zabawa dla dzieci) i odpowiadałam na pytania takie jak np. : "A oczy to masz prawdziwe? Serio???" (w ostatniej podstawówce dzieci interesowało, jakie zwierzęta najbardziej lubię i jakimi samochodami jeździ się w Polsce oraz czy u nas je się tylko ziemniaki, w przed z kolei ostatniej pytaniem-hitem było "masz chłopaka?" i "który znany Japończyk ci się podoba?"). I jak tu narzekać? Naprawdę, bardzo, ale to bardzo lubię japońskie dzieci, bo zanim staną się dorosłymi Japończykami mają jeszcze wrodzoną chyba wszystkim dzieciom spontaniczność, normalne (ludzkie, a nie wyuczone) reakcje, potrafią się śmiać głośno i - co jeszcze ważniejsze - wcale (albo prawie) się tego nie wstydzą!Poznana dziś japońska nauczycielka wu-efu seemed to live a pretty happy life...So, why not? Żeby uczyć dzieci w przedszkolu nie potrzebny mi chyba doktorat? Czy się mylę...?


Uczymy się mówić "dzień dobry", "Jak się masz?", itp...

Jemy razem obiad. W trakcie obiadu dzieci doniosły pani nauczycielce "Sensei (sposób zwracania się do nauczycieli), ale ona modnie je!" co miało wyrażać zaskoczenie, że nie siorbię i chleb rwiem na małe kawałki zamiast wpychać całą bułę do buzi :))
Gramy w "dwa ognie", a tak naprawdę "w trzy ognie" (woda, drzewo i ogień),
dzieci mi tłumaczą zasady chyba ze cztery razy zanim zrozumiałam (i dziwić się potem, że myślą, że gajdzini są opóźnieni w rozwoju;-)


Dzisiejsza ekipa edukująca (mega powodzenie miał Murzyn, na którego widom japońskie dzieci bez skrępowania wołają "Murzyn, murzyn" a potem próbują dotknąć jego włosów, atmosfera całkiem jak w zoo, ale nam nie przeszkadza, fajnie być królikami doświadczalnymi dla japońskich dzieci, może dzięki nam będą wiedzieć, że nie taki gajdziń straszny jak go malują?)

P.S. Od dzieci z poprzedniej szkoły dostałam 60 listów (nie robię sobie złudzeń, na pewno było to ich zadanie domowe;) wśród których rozczuliły mnie stwierdzenia takie jak np. to: "Podziwiam Polaków za to, że wytrzymują taką srogą zimę." Ain't that sweet? Więc na dobry tydzień dla wszystkich chorych, ciężko pracujących (i szukających pracy!!!), zmagających się z jakimikolwiek trudnościami, z egzaminami, ze śniegiem, pluchą, zimnem i czymkolwiek jeszcze....Bądźcie dzielni, ani ja ani japońskie dzieci o Was nie zapominają! Co więcej, w ich oczach jesteście prawdziwymi bohaterami :)))

15 komentarzy:

  1. Sis, super wpis (ale to nic nowego). Za to widzę, że dostrzegasz nowe możliwości kariery - wydaje mi się, że jeszcze nie jest za późno aby zostać przedszkolanką lub nauczycielką wuefu. Przecież w ramach studiów zaliczyłaś pedagogikę, więc masz nawet ku temu odpowiednie wykształcenie, a i talentu Ci nie brakuje.

    [Teraz nastąpi tradycyjny moment, w którym komentująca pochwali się czymś - bez tego komentarz byłby bezsensu;)] Otóż czytając ten wpis, kiedy cytowałaś pytanie o oczy to pomyślałam sobie, że wiem jak brzmiało to 'serio?' albo przynajmniej jak mogło brzmieć [hontoni albo madżide]. I to mi uświadomiło, że nawet na mnie ćwiczysz swoje zdolności pedagogiczne ;) Ale muszę też się przyznać, że przestałaś być naszym jedynym nauczycielem japońskiego. Obecnie dzięki technologii DVD uczymy się japońskiego z Richardem Chamberlainem z Shoguna ;)) Więc jak przyjedziemy to będziemy się popisywać!

    Buziaczki przedszkolanko! A

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero się przedzieram przez listy od dzieci, ale najlepszy jak do tej pory: "Pani Adrianno, czy przyzwyczaiła się już Pani do życia w Japonii? Czy może chce Pani wrócić do swojego kraju? Proszę się nic nie martwić. Będzie dobrze. Bo Japończycy są uprzejmi (i ja też). A jak wchodzi Pani do sklepu to nie musi Pani odkłaniać się sprzedawcom:)"
    Ain't that killer sweet?????

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, no faktycznie super sweet, zwlaszcza ta ostatnia czesc ze nie musisz sie odklaniac sprzedawcom - to bardzo pozyteczna rada! Koniecznie sie do niej stosuj! Buziaczki i TGI Friday (nie, że restauracja tylko ten dzień tygodnia)! Choc dzisiejszy dzien jest tez szczegolny bo zostal rowno miesiac do naszego wylotu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Urocze te dzieciaki:) Jedna rzecz mnie niezmiennie zaskakuje - jak w tak wysoko cywilizowanym kraju, gdzie niemal wszystko jest skomputeryzowane i ciasno tam jak diabli, nie wynaleziono ogrzewania centralnego? (to tak a propos opowieści o kaloryferze i dzieci siedzących na lekcjach w kurtkach...) A czy wszsytkie obiadki na stołówce wyglądają jak scena z laboratorium chemicznego?:) Tylko dzieci muszą jeść w czepkach, czy wyłamałaś się z powszechnie obowiązującej zasady?:)
    Ściskam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Karolka: Kochaie, kto Ci naopowiadał, że w Japonii wszystko jest skomputeryzowane? To mit, który sprzedaje się w Europie, żeby komputery Toshiby dobrze się sprzedawały:)) W rzeczywistości, Brazylia jest lepiej skomputeryzowana niż Japonia =D And this is NOT a joke!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Adus, w miniony weekend zaznalem przyjemnosci nauczania trudnej sztuki narciarstwa dwoch malych... Koreanek :) To doswiadczenie sprawilo, ze w sposob nagly i gwaltowny zaczalem podzielac Twoja milosc do azjatyckich dzieciakow. Ze szczegolnym uwgledniem usmiechnietych 7mio latek z brakujaca gorna jedynka w uzebieniu :)

    pozdrawiam cieplo

    OdpowiedzUsuń
  7. Krzysiu, gdzie Ty działasz jako ten instruktor, że zamiast normalnych słowiańskich dzieci uczysz koreanki pozbawione uzębienia? Ale tak sobie myślę, że moglibyście z Adą stworzyć tandem nauczycielski - Ty byś uczył jazdy na nartach a Ada by tłumaczyła - ponoć w Japonii mają dużo gór? Nawet jakieś zimowe igrzyska się tam odbywały...

    Pozdrowienia dla wszystkich szczęśliwców, którzy pracują z dala od biurem i komputerów i tych co gorzej wybrali ścieżki kariery ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Sis, poraził mnie Twój understatment, czyżbyś nieuważnie czytała przewodnik po Japonii??? W Japonii nie mają "dużo gór", ok. 80% powierzchnii Japonii to góry =D
    A ja bym sobie wróciła do tłumaczeń, więc czemużby i nie tłumaczyć wybitnych instruktorów narciarskich (którym co prawda bliżej było ostatnio do Nowej Zelandii niż do Japonii, no ale kto wie, może w następnym sezonie?;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Sis, to wcale nie był understatement ;) Może czytamy inne przewodniki bo w moim nie jest napisane, że tam aż 80% powierzchni to góry. A poza tym te góry mi się jakoś kłócą z tropikalnym klimatem, na który skarżyłaś się latem - czegoś tu nie rozumiem... może nie uważałam na jakiś lekcjach z geografii u Gościeja ;) (Adusia, co to wydobywało się w Polsce???) ;)))

    OdpowiedzUsuń
  10. I knew it, but wanted to hear it from you!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Eh, mam nadzieje że Maja to czytuje, bo ona ma jakiś kryzys ostatnio... i nie chce się jej jechać do Japonii, co uważam za karygodne :) Ja też miałem mały epizod z japońską szkołą podstawową i było super :) japońskie dzieci są absolutnie the sweetest formąjapończyków. trzymaj sie!

    OdpowiedzUsuń
  12. nie ma stresu Adusia, sezony japońskie i nowwozelandzkie sa zupelnie niekonfliktujace czasowo...:) insza sprawa, ze male Koreanki mialy przeslodki angielski, nie wiem jak w tym wzgledzie stoja male Japonki...

    OdpowiedzUsuń
  13. Krzysiu, uważaj, bo I will hold you on the that promise ;-) Co prawda obawiam się, że małe Japonki mówią po angielsku mniej więcej tak, jak duże Japonki, czyli wcale:))
    Piotrek, no ja też mam nadzieję, że Maja czasem to czytuję, bo tęsknię za nią, ostatnio dłużej gadałam z Tobą niż z Mają;) Buziaki dla Was obojga!
    P.S. Ale Todai-a jej nie daruję...Kansai rulez =D

    OdpowiedzUsuń
  14. Aduś, wciągnęło mnie moje biurko skandalicznie ostatnio :( ale wreszcie jestem i ten wpis jest po prostu genialny!! Mi się wydaje, że japońskie dzieci zadają bardzo dobre pytania, a nawet obawiam się, że polskie dzieci nie byłyby aż tak kreatywne na widok Japończyka (mam nadzieję, że się mylę). Gratuluję wkładu w szerzenie świadomości polskiej kultury, wpisujesz się tym samym w nurt roku chopinowskiego :) P.S. ja z ruskiego nic nie pamiętam!

    OdpowiedzUsuń