Jutro wyprowadzam się z mojego japońskiego mieszkania (w dzielnicy Saito Ao Minami - stąd tytuł:-). Przemieszkałam tu niewiele ponad rok, a mimo to zdążyłam się przywiązać, zwłaszcza do mojego balkonu z widokiem na pola ryżowe (także z widokiem na obwodnicę, ale to już mniej malowniczy szczegół krajobrazu). W czasie pory deszczowej czułam się na nim conajmniej jak Karen z „Pożegnania z Afryką”, bo wszędzie gdzie okiem sięgnąć rozpościerały się przede mną mokre zielone kwadraty, a deszcz padał i padał i padał („It can be many days before it rains, Msabu”). Jak na moje dotychczasowe (przedjapońskie) życie, było to najbardziej „nie-miejskie” miejsce, w jakim przyszło mi mieszkać i dzięki niemu przekonałam się kolejny raz o tym, jak relatywna może być miłość do wielkich miast, którą wyznawałam przez wiele lat. Po wizycie w Tokio, gdzie miałam wrażenie, że na każdym skrzyżowaniu dla pieszych w Shibuyi bądź Ikebukuro dostanę epilepsji, wróciłam na łono moich pól ryżowych i zachwycałam się przestrzenią, pustką i nocną ciszą (od czasu do czasu tylko przerywaną rykiem silnika moich motocyklowych „przyjaciół”, co noc odwiedzających moją okolicę - najwyraźniej oni także cenią sobie podmiejską przyrodę...). Tak jak wcześniej z akademikiem, okazało się, że w gruncie rzeczy niewiele wiem o tym, gdzie mi może być najlepiej. Przyjeżdżając do Japonii spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że pokocham życie w akademiku bądź też mieszkanie w miejscu, które od cywilizacji oddziela 30 bądź 50 minut na piechotę (zależy jak kto definiuje cywilizację: 30 minut na piechotę dzieliło mnie od autostrady, Mr. Donuta i McDonalda oraz wypożyczalni wideo, 50 minut od porząnych sklepów jedzeniowych oraz dworca kolejowego, którym można dojechać do Osaki). I chociaż są bardzo pozytywne aspekty mojej przeprowadzki (cywilizacja, przyjaciele, którzy mieszkają w tymże samym akademiku, internet (!!!) ), trochę mi jednak smutno opuszczać moje japońskie 23m2 królestwo (które zamieniam na 5m2 w akademiku:), w którym spędziłam wiele wyjątkowych chwil. Bardzo wesołych lub całkiem samotnych.
Tak więc ku uczczeniu tego wydarzenia, a little, nostalgic post that I wrote for myself...No i dla każdego, kto tu jeszcze zagląda (mnie samej długo tu nie bylo...).
Mój nowy adres, gdyby ktoś z Was chciał mi kiedyś wysłać kartkę lub list...
Adrianna Jaworska
room nr 2501
Osaka International House #1
Residence Hall 2
3-10-D81 Tsukumodai, Suita-shi
Osaka 565-0862
Japan
Albo przyjechać, albo przyjechać ... ;) Pytam więc Marcina, jak myśli, kiedy nas będzie stać na Japonię (a nie tylko ubogie rejony Azji płd-wsch;)). Mówi, że wszystko zależy, jak nam pójdzie. Aaa, to była wystarczająco niekonkretna odpowiedź, abym zripostowała, że przecież już doskonale nam idzie ;) A Marcin powiedział: mhmmm... No więc Ada, no firm commitment from us again.
OdpowiedzUsuńUdanej przeprowadzki!
Sis, no wiec niektorzy zagladali tu codziennie (liczac na cud, ze mimo braku internetu cos sie tu pojawi), a w ten weekend tylko nie zajrzeli (ze znanych Ci powodow) i akurat wtedy cos napisalas! Ale to nie z wyrzutem mowie tylko z radoscia ze finally bo bardzo sie stesknilam za czytaniem Twojego bloga. I jako jedna z bardzo nielicznego (a zatem zaszczytnego) grona osob ktore pomieszkiwaly w Twoim 23 metrowym krolestwie w Saito Ao Minami, musze powiedziec ze tez mi troszke smutno jak sobie pomysle ze sie stamtad wyprowadzasz.
OdpowiedzUsuńW kazdym razie mam nadzieje ze po raz drugi w akademiku bedzie mieszkalo Ci sie tak samo dobrze i oczywiscie niedlugo sie postaram zebys dostala jakas przesylke na ten nowy adres. Buziaczki. A
Adonisie, nie pozwol by 'fear of the Tokyo' wplynal na Twoja urbanofilie! Wiem, ze chwilowo odnajdujesz zen w swoich ryzowych polach, ale wierze, ze w glebii duszy jestes jednak miejska forma zycia :D A Tokio to nie wielkie miasto.. Tokio to po prostu Tokio :-)
OdpowiedzUsuń