wtorek, 1 grudnia 2009

12月1日 czyli po ciężkiej pracy nadszedł czas odpoczynku...

Naprawdę chciałabym napisać barwny wpis o wydarzeniach ostatniego tygodnia, bo działo się tyle, że dziś cały dzień odpoczywałam (bo w tym tygodniu wyjątkowo nawet w sobotę i niedzielę "pracowałam" sprzedając pierniki), regenerując swoje zasoby energii. Ale chyba ich jeszcze nie zregenerowałam do bardzo błyskotliwego poziomu, więc w oczekiwaniu na jakiś ciekawszy wpis, małe foto story (bo ja jak czekam na Grey's to lubię sobie chociaż trailer nowego odcinka obejrzeć, plus, Zagat, dziękuję za Twoje zdjęcia z Tajlandii, strasznie mnie ucieszyły!!!)...
Mam nadzieję, że Wam się spodoba...

Temat pierwszy, czyli ile osób potrzeba, żeby w jeden dzień upiec, udekorować i popakować 600 pierników?







Grupa obacianów do zadań specjalnych plus jeden Siri Lańczyk, który od 10 lat mieszka w Japonii i dołączył był do grupy obacianów jako taki wolontariusz. Teraz obaciany chcą, żebym ja przystąpiła do stowarzyszenia...Muszę się poważnie namyślić, bo wszystkie japońskie kluby i kółka zainteresowań to dość poważna sprawa i poważne zobowiązanie (żeby było śmieszniej ja nie żartuje, babcie mają swoje mityngi conajmniej raz na miesiąc i trzeba w nich uczestniczyć, jak również w większości organizowanych eventów; z drugiej strony, babcie doceniły moje zaangażowanie i upiekły mi prawdziwy, zbliżony smakiem do polskiego, chleb w podziękowaniu za piernikową pracę, obdarowując także wieloma produktami mniej lub bardziej nadającymi się do spożycia;)




Temat drugi czyli japońska szkoła i prezentacja dla dzieci - to chyba temat najciekawszy, zdjęć mam bardzo mało, ale kolega obiecał mi wysłać swoje, więc jak wyśle, to uaktualnię, bo to było naprawdę coś...Ośmioletnie Japończyki są fenomenalne! Na zdjęciu poniżej "polowy szpital" czyli ośmiolatki same serwują sobie jedzenie w klasie (używając fartuchów i maseczek bynajmniej nie tylko w okresie świńskiej grypy!!!!niesamowite, prawda?)



Temat trzeci, czyli główna japońska religia...W Japonii, jak być może wiele z Was wie, religii jest wiele, shinto, buddyzm, wszystkie pokrewne, katolicy, protestanci, etc...Jednak niewiele osób wie, że tak naprawdę podstawową religią japończyków jest oddawanie czci wspaniałej japońskiej naturze w porach ku temu najbardziej sposobnych. I tak, w okresie momijów, czyli kwitnięcia klonów nie ma chyba Japończyka, który by się nie udał z pielgrzymką do jednego z najbardziej znanych "spots" momijowych...Tłumy tam takie jak w Polsce na Jasnej Górze w sierpniu - nie przesadzam!!!Zdjęcia mam więc z kilku wyludnionych kątów wokółświątynnych, bo w tych zaludnionych nie mogłam się nawet dopchać do drzew;)

Biedne gejsze, wszyscy turyści w Kioto polują na nie z aparatami fotograficznymi. Ciekawe jednak, że je tam naprawdę można tak ot, spotkać na ulicach przyświątynnych i przykawiarnianych...


Chociażby uciekające przed aparatami fotograficznymi...

A to seria zdjęć mojej ulubionej świątyni Kiyomizudera, czyli dokładnie tej o której jest mowa w opisie tegoż bloga (albo w jego pierwszym poście). Stąd właśnie skacze dama z parasolką, nieprzypadkowo więc upodobałam ją sobie, na nieszczęście, w porze klonów, upodobał ją sobie również 126 milionowy naród japoński i ciszy tam wczoraj nie znalazłam za bardzo, ciągle uciekając przed jakimiś wycieczkami...



Stąd właśnie skacze dama z parasolką...Ja się chyba jednak nie odważę na powtórzenie tego wyczynu...wystarczają mi moje (wy)skoki metaforyczne i życiowe...

Zdjęcia nie oddają prawdzie rzeczywistości, w rzeczywistości wygląda to dużo piękniej...Takiej czerwieni jeszcze nigdzie nie widziałam...



A to zdjęcia udowadnia, że Japończycy mają bardzo dobre aparaty, niekoniecznie zaś zdolności fotograficzne. Dwukrotnie poprosiłam kogoś, żeby mi zrobił zdjęcie, a że za mną była kolejka do zdjęcia w tym konkretnym miejscu, nie mogłam już poprosić po raz trzeci, obydwa zaś wyszły poruszone....Stąd mój wniosek, że Japończycy, wbrew powszechnej opinii, nie są mistrzami fotografii, oni po prostu kupują takie dobre i drogie aparaty, że nie muszą się uczyć, jak robić nieporuszone zdjęcie bez flesza!!!

I to by było na tyle...Wiem, że fotostory to nie to samo co opowieści, ale na opowieści na żywo przyjdzie już czas bardzo niedługo, więc obiecuję wtedy nadrobić za wszelkie ewentualne niedosyty!

Całuję mocno, z grudniowej, ale wciąż jesiennej Japonii (zresztą z tego co widzę w Polsce też jeszcze ładna pogoda!!)...Myślę o Was bardzo, bardzo ciepło, o waszych radościach, ale i troskach i mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli być dla siebie - chociaż przez chwilkę w tym samym miejscu - ucieszyć się z tego, co radosne, a w innych rzeczach się razem powspierać.

14 komentarzy:

  1. Sis! W kategorii trailer wpis jest super! Jak prawdizwy trailer tylko zaostrza apetyt na dani glowne, ale poniewaz bylo wczesniej wiele wpisow bez zdjec lub z mala iloscia zdjec to teraz rozumiem ze wyrownujesz proporcje. Wiec koniecznie czekamy na wpisy bardziej opisowe ;) Co do pierniczkow to jedno przynajmniej w Japonii wyszlo bezblednie, nad czym w Polsce wiele razy pracowalismy z niewielkimi sukcesami - zielony lukier do pierniczkow! Czy dobrze podejrzewam, ze to ich rozpuszczona zielona czekolada??? Nas dekorowanie dopiero czeka, wiec mozesz sprzedac jakies patenty ktore wyprobowalas z obacianami - one jako porzadne japonskie obaciany na pewno maja jakies tajemne sposoby zeby praca szla szybciej ;) Buziaczki!!! A

    OdpowiedzUsuń
  2. Ada, zdjęcia są piękne, trzeba oddać Japończykom, że mieszkają w bajecznie kolorowym kraju. Gratuluję siły przerobowej jakiej nie powstydziłby się PGR w czasach splendoru... 600 pierników made by hand! Co do dzieci, numerem jeden jest dla mnie dziewczynka w czepku, maseczce ochronnej i ... kurtce z puchowym kapturem!
    Ściskam Cię mocno! Do szybkiego zobaczenia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karolka, dziewczynka jest w puchowej kurtce, bo Japonia - kraj wielce zaawansowany technologicznie, nie wymyslila jeszcze jak wprowadzic do szkol centralne ogrzewanie (w ogole jak gdziekolwiek wprowadzic centralne ogrzewanie, wylaczajac Hokkaido - najzimniejsza wyspe japonska), tak wiec w klasach byla mniej wiecej taka temperatura jak na zewnatrz 16-17 stopni. Moze nie Syberia, ale cieplo to te dzieci w tej szkole nie maja. Z tym ze one przyzwyczajone, polowa dziewczynek miala podkolanowki i gole nogi:) Ja Ciebie tez sciskam najmocniej!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Adus, ja nie wiem co na to Krajowa Rada Dziedzictwa Narodowego, zebys Ty swoje piernikowe talenty wpuszczala w japonski obieg...
    No wykradna nam Ciebie na bank!!
    a jest jakas szansa ze cos sie ostalo i przywieziesz do Polszy? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś Ty, w Polsce zrobię lepsze, w normalnym, dużym piekarniku!!! Bo tu to takie atrapy piekarnikowe są tylko:P

    OdpowiedzUsuń
  6. Sis, a mowilas ze po tej serii juz nie bedziesz miala sily na robienie piernikow w Polsce... a widzisz! Ciagnie wilka do lasu jak to mowia! A

    OdpowiedzUsuń
  7. ... a zając tuż tuż jak to mówią :)

    OdpowiedzUsuń
  8. a ja Cię Aduś trzymam za słowo, tzn za pierniczki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gosia, no faktycznie nie skojarzylam ze metafora w wilku ma tez drugie dno w postaci zajaca. A zatem: czekaj zajac, ja Ci jeszcze pokaze ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ada, przepraszam za opóźnienie, jakiś masakryczny tydzień ;) piękne zdjęcia, te z piernikami jak z książek kucharskich:) a dzieci wyglądają jak w pracowni chemicznej, a nie w kuchni ;) natomiast kontrasty w stylu brak centralnego ogrzewania zupełnie mnie rozbrajają - jak mało tutaj wiemy o Japonii! A tak już najszczerzej na świecie - ta historia z piernikami jest fenomenalna, my tu na blogu już się trochę przyzwyczailiśmy do różnych zdarzeń, ale tak obiektywnie to jest absolutny killer! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A, i dziewczyny, dobre było z tym zającem ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. zawsze jest jakieś drugie dno, co dwa dna to nie jedno ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Agatko, znalazłam dwa inne przysłowia adekwatne do dyskusji :))
    "Groźniejszy od wilka w owczej skórze jest baran w wilczej."
    i jeszcze:
    "Baran ma rogi, a zając nogi."

    OdpowiedzUsuń
  14. Gosiu, doskonałe! Tym ostatnim mnie zabiłaś ;) tyle lat żyję i nigdy nie słyszałam, niesamowite...Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń