czwartek, 3 września 2009

9月4日 czyli mądrości życiowe pewnego Libańczyka...

Ostatnio miałam kilka trudnych dni, wiele wahań i wątpliwości co do mieszkania, etc. ale ponieważ wolę pisać o wesołych rzeczach, trochę odejdę od tematu i uraczę Was opowieścią zgoła o czym innym. Opowieść dedykuję komuś, kto mi ostatnio pisał o tym, jak fajnie jest poznawać nowych ludzi (nawet, a może zwłaszcza, jak się jest "lubiącym podróże domatorem"), BTW, może ten ktoś się odważy ten wpis skomentować, hum?

Ostatnio spędzam 80% mojego czasu z Janą i Ahmedem, tak jakoś wyszło, ze względu na chorobę Jany i to że Ahmed nam obu gotuje odkąd ona choruje, i ze względu na to, że był ze mną oglądać mieszkania do wynajęcia, jednym słowem, ostatnio gdzie się nie obejrzę, tam Ahmed:) dosłownie, spędza w naszym akademiku każdy wieczór, a że obecnie mieszkają tam tylko trzy osoby (ja, Miuu i Jana) został praktycznie "adoptowany".
Ale, ale, uprzedzę fakty, żeby nie bylo jakiś komentarzy powiem tak, Ahemedowi podoba się Jana i japońskie nauczycielki ze szkoły językowej. Więc nic z TYCH rzeczy, po prostu jedna z najciekawszych postaci mojego tutejszego świata, warta przedstawienia szerokiemu gremium. Jeśli go dotychczas nie przedstawiła, to tylko dlatego, że Ahmeda ująć w jakiekolwiek ramki się nie da, jego trzeba poznać, zobaczyć, a przede wszystkim usłyszeć. Jest on jeszcze barwniejszą postacią niż Jana, a to już samo w sobie wiele mówi...Siedzę sobie właśnie z nim na ławkach przed akademikiem, no i doszłam do wniosku, że jeszcze ciekawszą historię niż historia wybierania mieszkania będzie opowieść o najbarwniejszej postaci "męskiego" akademika.


Ahmed ma 27 lat i jest Libańczykiem, praktykującym muzułmaninem (od dwóch tygodni trwa ramadan, więc go podziwiamy, bo nie pić w ten upał to dla mnie czysty heroizm), który przyjechał do Japonii robić badania z dziedziny software engeneering. Ahmed nie mówi normalnie, tak jak reszta globu,jak mówi, to tworzy cały teatr gestów, dźwięków, a zwłaszcza wykrzykników (na bardzo wysokich tonach, jego, jak i Janę, słychać z odległości kilometra zdaje się:). Do jego ulubionych wykrzykników należą:
"Noooooooooooooooooooooooooooooooo" i "Of course yes!!!!!!!!!!!"
Ale to dopiero początek, jak się rozkręci, nie ma chyba ciekawszych metafor i opisów, ciekawszych historii niż przypadki życiowe Ahmeda...I ciekawszych tematów.
Więc żeby przedstawić wszystkim tę barwną osobowość zdecydowałam się przytoczyć parę scenek, ku pamięci....(niektóre opowiadałam Wam w Polsce na żywo, wybaczcie powtarzalność, zapisuję je, żeby sama nie zapomnieć )

Scenka pierwsza:
Moja pierwsza rozmowa z Ahmedem (sprzed półtorej miesiąca, zdaje mi się, ale nie sposób jej zapomnieć):

Ahmed: So what do you study?
ja: the japanese language
Ahmed: hmm, the japanese language, the japanese language is not the language of romance! It is everything but NOT the language of romance. French is the language of romance, but japanese, I don't know of what...it is the language of what...?I don't know, but NOT (tu wchodzą na scenę gwałtowne gesty i wykrzykniki, conajmniej cztery) the language of romance!!!!!!!!

Scenka druga:
Ahmed (patrzy na japońskie dziewczyny z grupy krykietowej wracające z treningu w dresach i tenisówkach): Aaaa....the japanese ladies...the ESSENCE of romance!

Komentarz: jakby ktoś się nie domyślił, to była ironia, ale naprawdę świetnie udawał rozmarzenie, jak to mówił, prze okazji: piszę po angielsku, bo nie wiem, jak przetłumaczyć jego perełki językowe, jego angielski jest uroczy i jedyny w swoim rodzaju, a kluczowymi słowami są "ladies" zamiast "women" i "romance" przez duże r;

Scenka trzecia:
Ahmed
(opowiada mi i Węgierce, Zuzannie, o tym, jak się zakochał w swojej japońskiej nauczycielce): And so I tell her I love her and she?!?!?!? Nothing (nie muszę dodawać, że towarzyszyło temu z dziesięć wykrzykików, prawda?)!!!!!!!! She stood there, like a wood, I don't know...Maybe a tree, if you told it you love it it would fall or something but she?!?!?!?! Noooooooo!!!!

Scenka czwarta:
Ahmed
: (stoimy na przystanku i czekamy na autobus, Ahmed pokazuje mi książkę [tu: uwaga na tytuł!] "The psychology of computer programming")
I llllike this book, it speaks to me, it understands me, you know....I really, really like it!

Komentarz: bez komentarza, każdy kto mnie zna, musi się domyślić, że ten tekst mnie powalił na kolana:)))

Scenka piąta:
Ahmed:
(czekamy na pociąg w poczekalni, wracamy albo jedziemy do szpitala z Janą, ale już po największym strachu) Sooo, how will God help us today, hmm???

Scenka piąta:
Może bardziej o Ahmedzie, ale bardzo mnie rozśmieszyła, zwłaszcza jego pod kątem jego reakcji....Scenka zarysowywuje się następująco: jesteśmy w zeszłą niedzielę w kościele, gdzie po mszy spotykam Polkę, która tu mieszka od 24 lat i jej męża, Japończyka, ów mąż patrzy na Ahmeda i mówi: "O, wyglądasz zupełnie jak Jezus Chrystus". Jak to Ahmedowi przetłumaczyłam, to oddychał głęboko przez 10 minut, cały czas krzycząc: "Oh, my God!!!!This is unbelievable!!!He said I am prophet?!?!?! This is unbelievable!I always knew I was different, that I have a message..."

I tym optymistycznym akcentem, że każdy ma swoją misję do wypełnienia wśród narodów świata, kończę swoją misję opisywania mojego małego, acz barwnego japońskiego świata, mając nadzieję, że co poniektórym te opowieści umiliły ciężki, ostatni dzień pracy w tym tygodniu!
Następna opowieść będzie o mieszkaniu (znalazłam), albo o mojej dzisiejszej wyprawie z Dawidem i Mauricio do Osaki (Mauricio wylał wczoraj colę na swój nowiutki komputer, więc zawozimy go do naprawy, bo reanimacja suszarką do włosów nie pomogła:((((

6 komentarzy:

  1. Sis, wpis jest jak zwykle boski. Z historyjek o Ahmedzie do mnie zdecydowanie przemawia ta o porownaniu go do Jezusa, a z pozostalej czesci wpisu reanimacja komputera przy pomocy suszarki do wlosow ;) W kazdym razie wpis ten zdecydowanie poprawil mi humor w piatkowy szary poranek w warszawie. Buziaczki i milej wyprawy do Osaki! A

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze Ahmed sam o sobie (ukradłam to z jego bloga, ale nie będę podawać adresu jego bloga, bo chociaż jest on piękny, myślę, że trochę prywatny, więc tylko jego przedstawienie się na blogu)

    (what I am doing in life)

    "Introducing and experiencing alternative cultures is a need, demand for living by agility, broadness, knowledge & learning, expertise, intelligence and fashion. I like Moon, the sunrise, the sunset and the dawn. To act romance. To help. We meet for a reason, season, changes and/or diamonds. To catch up a fasion to control cHaNgeS. I believe a life is a matter of thinking."

    OdpowiedzUsuń
  3. Aduś zdecydowanie poprawiłaś mi nastój - tak jak Asia pisała w Wawie szaro i deszczowo, a ja jeszcze przeżywam ból rozstania z ukochanym, jednym słowem, masakra :( - a tu, co miła i urocza historia Ahmeda. Beautiful:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Adula, melduję się posłusznie po krótkiej przerwie. Po kolei: historię wizyty w japońskim szpitalu opowiedziałam mamie - prawie przewróciła się ze śmiechu:) Słowo honoru, mnie by tam szlag trafił! Co do Ahmeda, to owszem, niektóre historie słyszałam, ale hasło " I have a message..." jest zdecydowanie numerem jeden! Ten facet ma niesamowicie wysoką samoocenę:) Czekam z niecierpliwością na informację o mieszkaniu!!!
    Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aduś, ja też umarłam ze śmiechu, w deszczową niedzielę :) opanowujesz się przy Ahmedzie, czy wybuchasz śmiechem na bieżąco? Zgadzam się z Karolą, I have a message jest the best :) Czekam na dalsze opowieści! Całusy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybucham na bieżąco, Zagat. BTW, opowiadałam ostatnio Ahmedowi co Rami nam zrobił raz do jedzenie, bo do dziś mnie prześladuje wspomnienie tego czegoś; pyszne było, taki czerwony proszek z oliwą i bagietką, pamiętasz?!???

    OdpowiedzUsuń