niedziela, 13 września 2009

9月14日 czyli o tym, jak trudno kupić łóżko w Japonii...nawet jak się ma pieniądze, żeby je kupić...

Japonia nie przestaje mnie zadziwiać...Kiedy już myślę, że po przejściu pierwszych językowych trudności, nie czyhają tu już na mnie żadne siedmiogłowe smoki ani tym podobne....Wtedy....jak mawia Ahmed.....prepare for a catastrophy...

No więc, drodzy czytelnicy, prepare yourselves, too...

Dziś rano postawiłam przed sobą tylko jedno, mało ambitne zadanie...zamówić sobie łóżko, które w zeszłym tygodniu wybrałam z katalogu podarowanego mi przez firmę od której wynajmuję swoje mieszkania. Ucieszyłam się, bo dostarczają meble za darmo, nie muszę nigdzie jeździć, oglądać, decydować, dyskutować ze sprzedawcami. Po prostu wybieram, zamawiam i już...Tak mi się przynajmniej zdawało.

A zatem wstałam dziś rano, umyłam głowę, ubrałam się, wyszłam na ławki przed akademik i otworzyłam komputer...Weszłam na stronę firmy meblowej, ucieszyłam się, że przynajmniej po sześciu miesiącach rozumiem z grubsza co jest tam napisane, i zaczęłam żmudny proces zamawiania łóżka. Tu małe wyjaśnienie: w Japonii żeby cokolwiek zamówić przez internet trzeba wypełnić ze trzy strony formularzy, w których pytają w zasadzie o wszystko (imię ojca, matki, prawie że), głównie po to, żeby lepiej służyć swoim klientom (no bo pytają na przykład o której godzinie mają do Ciebie zadzwonić, żeby potwierdzić zamówienie - to inna cecha japońskich sklepów internetowych, wszystko trzeba dziesięć razy potwierdzić, nie wystarczy kliknąć w "akceptuj":). Zaczęłam więc dzielnie wpisywać w rubryczki wszystkie możliwe informacje, pomijając chyba tylko moją grupę krwi, aż doszłam do momentu, w ktorym wyczerpałam wszystkie możliwie informacje, jakie tylko mogłabym im podać, i natknęłam się na rubryczki "imię, nazwisko, telefon domowy PROTEKTORA/OBROŃCY"...Myślę sobie, co to może być takiego...sprawdzam znaki, pochodzą one właśnie od słowa "obrona"...Myślę, myślę, myślę i - na podstawie wielu dziwnych podobnych doświadczeń - rozgryzam w końcu o co chodzi...Otóż, okazuje się, że nie mogę kupić łóżka nie podając czyichś prywatnych danych osobowych (innych niż moje), które sklep zamierza potwierdzić (zapewne telefonicznie...dlatego nie mogą to być wymyślne dane osobowe). Ponieważ to nie pierwszy raz w Japonii, kiedy widzę coś podobnego, zgrzytam zębami i zaczynam rozumieć o co chodzi...Potrzebuję nie obrońcy, a GWARANTA, czyli kogoś, kto swoim telefonem, nazwiskiem i Bóg wie, czym jeszcze, zaświadczy, że nie zamówię łóżka, a potem nie ucieknę do Paragwaju, komplikując wszystkie plany, płatności, dostawy, etc....Zrozumiałabym potrzebę podania danych osobowych takiej osoby, gdybym kupowała dom w Japonii, naprawdę...W końcu obcokrajowiec, więc może kupić dom, a następnego dnia się rozmyślić, zabić kogoś i uciec z kraju Kwitnącej Wiśni, zostawiając tym samym "klątwę" na niekupionym domu, którego nikt nie będzie chciał już kupić (to nie żart, tutaj np. nikt nie chce kupować domu czy mieszkania w ktorym ktoś popełnił samobójstwo - a wiadomo, że ktoś tam popełnił samobójstwo, bo takie mieszkania są podejrzliwie tanie...). No dobrze, dom, ale łóżko??????Co ja takiego mogę zrobić, że potrzebują gwaranta, żebym kupiła jedno, nie za drogie łóżko, na dodatek płacąc za nie kartą kredytową lub gotówką?!????? Pojęcia nie mam.
Trochę mi się na skutek tego ciśnienie podniosło, zaczęłam się denerwować, że muszę pisać kolejnego formalnego maila do mojej promotor, prosząc o jej domowy numer telefonu i tłumacząc, że muszę go podać firmie sprzedającej meble, bo bez tego nie mogę kupić łóżka....Absurdalne, prawda? No ale wyjścia nie widać z tego absurdu, bez tej informacji nijak nie przejdę do płatności, tak więc zrzymając się w duchu na japoński system kupowania łóżek, układam w głowie maila do mojej promotor....W międzyczasie, Jana podpowiada mi, żebym może poprosiła przełożonego naszego akademika, bo on tu zawsze jest, no i ma telefon, etc...Postanawiam zaryzykować, bo będzie szybciej niż cały ten cyrk: mail- odpowiedź, etc.. Idę do przełożonego akademika, pytam go, a on mi ładnie i grzecznie (OCZYWIŚCIE!!!!) odmawia....
Bo to taka poważna sprawa, bycie czyimś gwarantorem, zwłaszcza w kwestii kupna łóżka...Mówi, żebym poszła poprosić ludzi z sekretariatu. Tego już za dużo, wychodzę z jego gabinetu, piorunując na sławetną japońską grzeczność, która okazuje się mało warta, właśnie wtedy, kiedy o coś kogoś proszę, bo na co mi ich ukłony, jak i tak zawsze mi odmawiają..?!?
Parę długich chwil później mój puls dochodzi pomału do normy, uspokajam się na tyle, żeby poprosić o radę Kubę i Renię, ktorzy starym polskim zwyczajem omijania wszelkich reguł, proponują mi podanie po prostu numeru telefonu do akademika (drugiego, bo w moim nie ma telefonu) i czekanie co będzie dalej. Ponieważ naprawdę nie mam ochoty pisać do mojej promotor w tak głupiej sprawie, robię, jak mi doradzili i w duchu myślę sobie, że po 2 godzinach ślęczenia na tej samej stronie internetowej, uda mi się może w końcu zamówić upragnione łóżko...
O naiwności gajdzińska!!!! Przeskoczywszy problem gwaranta, wypełniwszy wszystkie pola wszystskich trzech stron formularza, otrzymuję wygenerowaną wiadomość, że jeśli chcę zapłacić gotówką, firma musi najpierw przeprowadzić "śledztwo" (sic!!!!) i sprawdzić moje dane (a to oczywiście potrwa). Komunikat brzmi tak : "dopiero po otrzymaniu wyników śledztwa, rozpoczniemy proces wysyłki". Ponieważ nie mam ochoty na żadne śledztwo, przeklinam system po raz drugi (doprawdy, mało rzeczy jest w stanie mnie sprowokować do przeklinania równie skutecznie jak zawiłości japońskich systemów wszelakich!) i decyduję: no dobrze, wobec tego karta kredytowa, nie gotówka, w końcu transkacje kartą kredytową w Europie i całej reszcie cywilizowanego świata uchodzą za najbardziej anonimowe, najprostsze i najszybsze, czyż nie?!????????
O naiwności gajdzińska po raz drugi!!!! Kiedy już wyruszyłam do pokoju po moją kartę kredytową, odznaczyłam wszystkie opcje formularza z nią związaną, otrzymałam kolejny uprzejmy komunikat (podkreślony czerwonością jego liter) pod tytułem: "W przypadku płatności kartą kredytową, płatnik musi posiadać telefon domowy, na ktory zadzwonimy w celu potwierdzenia jego tożsamości" (...)
What the.......................................??????????????????????????????????????????????????????
Nie mam normalnego telefonu, poza komórką, i nie mogę podać akademikowego, bo jak pod niego zadzwonią to mnie tam nie będzie i nikt się nie da przekonać, żeby za mnie skłamać i potwierdzić, że to mój numer telefonu (bo to przecież wbrew ZASADOM), tak więc.....nie mogę zapłacić za łóżką także kartą kredytową??????????????????????? To jak ja mam, przepraszam bardzo, za nie zapłacić??????????????????????????????????????????????????????????? Przelewu też nie mogę zrobić, bo żeby robić przelewy w Japonii muszę "odsiedzieć" tu 6 miesięcy, które jeszcze nie minęły (to była przyczyna mojej poważnej kłótni z tutejszym systemem bankowym) i dopiero wtedy bank odhaczy w moich papierach opcję "może robić przelewy"...
Czyli co...................? Nie mogę kupić łóżka ??????????????????????? Nie, oczywiście, że mogę, po prostu nie mogę za nie zapłacić!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Spędziłam około 5 godzin próbując kupić to łóżko, nie udało mi się...Jutro zadzwonię do tej firmy i zapytam się bardzo uprzejmie, czy jest jakiś sposób, w jaki gajdzin może zakupić łóżko w Japonii i, na dodatek, za nie zapłacić?!?!?!?!?


THE END

And this, my dear readers, is Japan!!!!!!

7 komentarzy:

  1. Sis, prawie sie poplakalam ze smiechu! A juz najbardziej podoba mi sie koncowka z fragmentem "i na dodatek za nie zaplacic?" - mysle ze lepiej byloby zapytac czy skoro nie mozesz za nie zaplacic to mozesz je dostac za darmo.. ale slowo honoru, tak jak Ci mowilam moze prosciej by bylo gdybysmy Ci wyslali to lozko w paczkach z polski co? Buziaczki trzymaj sie dzielnie i daj znac jak skonczy sie ta historia! Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. aha i jeszcze super podoba mi sie motto: prepare for a catastrophy! musze sobie cos takiego powiesic nad biurkiem w pracy!

    OdpowiedzUsuń
  3. przy drugim czytaniu tego wpisu (tak tak, jako namietny czytelnik tego bloga czytam wpisy kilka razy - zeby na pewno wszystko dobrze zrozumiec) zwrocil moja uwage watek ewentualnej ucieczki do Pragwaju? czy wybor tego kraju jest wyrazem Twojej nowonabytej sympatii dla ameryki poludniowej czy tez faktycznie jest to popularne miejsce ucieczek z Japoni? tak sie tylko zastanawialam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Aduś, no nie wiem naprawdę co o tym myśleć, mi się otworzyły szeroko oczy z przerażenia, czasem mam wrażenie, że piszesz zaginiony rozdział "Procesu" Kafki - tylko trochę bardziej w duchu komediowym. A IKEA? Czy zbyt liberalna dla Japonii i nie dotarła? Tam powinno się udać za gotówkę i z dostawą... Swoją drogą coś w tym jest, że im wyższy rozwój cywilizacyjny kraju, tym większe kłody administracyjne rzucają pod nogi...Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy opowieści łóżkowych!Odwagi w walce z systemem!

    OdpowiedzUsuń
  5. I pomyśleć, że w powszechnej opinii wyjazd zagranicę otwiera oczy i umysł likwidując wszelkie stereotypy....

    OdpowiedzUsuń
  6. Aduś, zabiłaś mnie tym wpisem! Co za kraj? co za ludzie? toż to gorsze niż Belgia! (a myślałam już, że gorzej być nie może, po czym Clemens powiedział mi, że moga mu nie uznać tego roku spędzonego w Brx, bo ... nie wpisał się na jakąś listę! - ta Szwajcaria to też jakaś chora...). A czy oni w takim razie w ogóle mają jakieś meble? i podobnie jak Agatka zapytuję, czy w Japonii znają coś takiego jak IKEA? tragedia ... Trzymaj się dzielnie1

    OdpowiedzUsuń
  7. ale "what the ........ ????????" jest mistrzowskie! Moja szkoła! :)))

    BTW, jutro biorę udział w konferencji Ministra FR z naszym Ministrem w sprawie polityki migracyjnje (nieważne) i ta konferencja (przed francuskimi dziennikarzami) będzie tłumaczona przez .....
    Joasię Ruszel :) Powiem jej "hi" od Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń