niedziela, 6 września 2009



Kobe by day, by sunset and by night....czyli highlights mojego pełnego przygód weekendu...

Ostatnio, czas w Minoh jest tak zagęszczony, że trudno mi wybrać te urywki, które warto opisać, a wszystkich opisać nie zdołam, bo musiałabym spędzić chyba 10 godzin przed komputerem (przeciętny wpis zajmuje mi średnio dwie godziny). Tak więc o tym co najważniejsze/najciekawsze/najzabawniejsze...

Z rzeczy najważniejszych, podpisałam wstępną umowę na mieszkanie i koło 20.09 zaczynam proces przeprowadzki (dość skomplikowany, bo od odjeżdżających Polek dostałam np. dużą lodówkę, telewizor, mikrofalówkę a na pobliskiej sayonara sale, czyli wyprzedaży opuszczających Japonię studentów kupiłam bardzo tanio ekspres do kawy i toster). Znaczy się, bez firmy przeprowadzkowej, raczej nie dam sobie rady, bo nawet moi tutejsi kumple chyba jednak nie są aż takimi mięśniakami, żeby dać radę, zwłaszcza lodówce:) Zdjęcia mieszkania pojawią się na pewno tuż po przeprowadzce, ale z wieści podstawowych: mieszkanie jest jak na japońskie mieszkania, baaardzo luksusowe, czyli mimo że na całe mieszkanie przypada tylko jedno okno - balkonowe (jak wszędzie, nie wytropiłam jeszcze dlaczego?!??żeby mniej słońca wpadało???), łazienka jest trzy razy większa niż kuchnia, balkon w zasadzie też jest większy niż kuchnia (nie wiem dlaczego oni wszystko robią większe od kuchni!?!), mimo tych wszystkich typowo japońskich właściwości, mieszkanie jest czyste, nowe (w trzy lata temu wybudowanym betonowym budynku, co jest ważne dlatego, że bez centralnego ogrzewania w niebetonowych, tradycyjnych japońskich budynkach ponoć zimą temperatura może spaść do 15 stopni celsjusza, wewnątrz mieszkania, of course), z ładnym widokiem na pola ryżowe, a co! Jak już mieszkać na wsi, to od początku do końca, takie widać było moje japońskie przeznaczenie. No ale na uniwesytet będzie blisko, cała polsko-tajska ekipa też będzie mieszkać w pobliżu, więc chwilowo jestem dość zadowolona z wyboru, mieszkanie nie jest - niestety - najtańsze, no ale tanie mieszkania, które widziałam, trochę mnie jednak odstraszały różnymi rzeczami, głównie tym, że wszystkie miały takie polowe, jednopalnikowe elektryczne kuchenki...I mikro zlew. Plus wszystko to było częścią pokoju, tak więc szansa na pozbycie się zapachów kuchennych w pokoju, gdzie się śpi, byłaby raczej marna...W Polsce chyba nawet najtańsze studenckie mieszkania mają małą, ślepą kuchnię, idea kuchni i pokoju w jednym jest Europie raczej obca...(i całe szczęście!) No więc moja kuchnia jest oczywiście w przedpokoju (bo jak kuchnia nie jest w pokoju to na 100% będzie w przedpokoju) i jest ślepa, ale jest nowa, ma dwa gazowe palniki i okap (szczyt luksusu) i nawet mini mini grill (bo idea piekarników to już w ogóle jest w tym kraju nieznana, mikrofalówka co najwyżej może służyć za piekarnik, ani razu jeszcze nie widziałam w sklepie ze sprzętem kuchennym prawdziwego piekarnika). Zmieści się tam jeszcze lodówka i mikrofalówka i to oczywiście by było na tyle, ale jak już mówiłam, jest to szczyt luksusu na jaki mnie i Japonię stać, więc się bardzo cieszę, że będę miała na czym i gdzie gotować. Suma summarum, liczę na to, że zaprzyjaźnię się z moim nowym mieszkaniem i że będzie to równie fajne doświadczenie jak mieszkanie w akademiku, który po sześciu miesiącach jest mi żal opuścić, bo przyzwyczaiłam się już do mojej łazienko-szafy, a ostatnio, jako że mieszkamy na piętrze tylko we trójkę, życie w akademiku stało się całkowicie bezkonfliktowe i wręcz wygodne. No ale, dziwnie by było przemieszkać w akademiku dwa lata, myślę, więc czas na nowy rozdział mojego nihon no seikatsu (japońskiego życia)...

Co się zaś tyczy tego mojego tutejszego życia, to pośród niezlicznych wydarzeń tego weekendu kolejne wydarzenie warte opisania wiąże się z odkryciem, jaki jest najprostszy znany gajdzinowi sposób zarobienia pieniędzy w Japonii...???
Odpowiedź? Wystarczy, żeby był gajdzinem!
Jak się martwiłam wynajęciem mojego mieszkania i rozmawiałam o tym z różnymi osobami, to okazało się, że w Japonii czekają na mnie różne ciekawe propozycje zarobkowe. I tak np. sławetne obaciany, dla których piekłam ostatnio mazurki postanowiły zaprosić mnie, żebym zrobiła dla Japończyków lekcję pieczenia ciast i tym podobnych jakoś tak w październiku-listopadzie. Nie powiem, ucieszyło mnie to, nauczyłabym ich piec za darmo, ale miło będzie dostać wynagrodzenie za moje życiowe hobby:))) A pieniądze zadziwiająco duże. Ale to nie koniec tej historii. Następnie dostałam od Ahmeda zaproszenie na panel dyskusyjny jakiejś takiej organizacji, która gromadzi japońskich wolontariuszy, którzy chcą pomagać biednym gajdzinom w potrzebie. No i Ahmeda zaprosili jako panelistę, wraz z czterema innymi gajdzinami, żeby opowiedział, jak mu trudno było na początku w Japonii, zanim go oświeciła wspaniałość i wyższość japońskiej kultury nad każdą inną (ta złośliwość to oczywiście mój wytwór, nie tytuł panelu:). Pomagałam Ahmedowi przygotować jego prezentację, no i chciałam poznać kogoś z tej organizacji, więc pojechałam tam z nim w sobotę, a tu zaraz w drzwiach pani dziękuje Ahmedowi, że mnie przyprowadził, bo może ja też wezmę udział w panelu? Okazało się, że jakaś panelistka z Australii się rozchorowała i oni bardzo by chcieli, żeby moja biała twarz uświetniła ich panel, bo inni paneliści byli głównie z Azji, no i Ahmed z Libanu, tak więc potrzebna im była biała twarz do panelu, bo co to za gajdziński panel bez białej twarzy, prawda? No więc ja mówię, że nic nie przygotowałam, że może następnym razem, że wolałabym dziś być zwyczajnym gościem i tylko posłuchać, na co pani postanawia użyć wobec mnie bardzo przekonywującego argumentu i mówi: "Jako zwykły gość musisz zapłacić 200 yenów, panelistom płacimy my". No i jak tu nie dać się przekonać? Zgadzam się i już po chwili wysilam mózgownicę, bo panel ma potrwać około 4 godzin, więc coś tam jednak muszę powiedzieć a tu w głowie "taka pustka" (Migotko, pamiętasz, oczywiście naszą grę słów...:)...Najpierw się zestresowałam, ale po chwili powiedziałam sobie: no cóż, skoro mam opowiadać o trudnościach w życiu gajdzina, to równie dobrze mogę z siebie zrobić głupią gajdzinkę, a im to i tak będzie pasowało, w końcu po to jest ten panel, żeby wolontariusze przekonali się, jak bardzo gajdzini są zagubieni w japońskiej rzeczywistości i żeby mieli poczucie sensu swojej organizacji. No więc potem odpowiadałam na pytania jakoś tak na luzie, pod względem językowym nie plasując się nawet na ostatnim miejscu (coż, to dlatego, że Ahmed uczy się japońskiego dopiero od 5 miesięcy, więc dużo w tym mojej zasługi nie ma, no ale inni paneliści mieszkają w Japonii od 4, 7 lub 30 lat, więc nie mam też co sobie wyrzucać). Potem były różne bardzo poważne pytania, czyli np. jak wygląda polskie lato?Potem jeszcze raz dyskusja w grupach, indywidualnie, potem różni ludzie postanowili mnie "adoptować" (conajmniej trzy rodziny) po tym, jak powiedziałam, że niestety nie mam w Japonii żadnej host family, a na koniec wręczono mi kopertę (sic!) z moimi pierwszymi pieniędzmi zarobionymi w Japonii...Nie powiem, jak na to, że zapłacili mi po prostu za to, że opowiadałam o swoich idiotycznych błedach (np. odkłanianie się sprzedawcom w sklepach przez dwa pierwsze tygodnie mojego życia w Japonii) językowo-pragmatycznych, wynagrodzenie trzeba uznać za bardzo hojne (coś koło 120 PLN). A od wczoraj dostałam ctak onajmniej pięć maili z podziękowaniami, zaproszeniami do japońskich domów, na kolejne eventy stowarzyszenia, etc...Takie właśnie zaskakujące czasem bywa gajdzińskie życie...

[piszę ten wpis od 3 godzin z przerwami, więc niestety nie dokończę go dzisiaj, chociaż nie dotarłam jeszcze do historii, jak się z Mauricio wygłupialiśmy w piątek w metrze, śpiewając np. Freddiego Mercurego i słuchając samych przebojów z lat 80-tych na jego iPhonie ani do dnia wczorajszego spędzonego w Kobe...no nic...może niech się te historie uleżą, to się lepiej napiszą, a tymczasem miłego początku tygodnia dla wszystkich pracujących, umęczonych, utrudzonych, tęskniących za swoimi drugimi połówkami, tęskniących za wakacjami, etc...]

p.s. Uczestnicy panelu nie byli poszkodowani opłatą członkowską, muszę przyznać, sama zapłaciłabym dużo więcej za historię Mongołki o tym, że jak pierwszy raz zobaczyła japońską toaletę (bidetowa dziura w ziemi, krótko rzecz ujmując, teraz w każdym dużym budynku jest przynajmniej toaleta "zachodnia" obok kilku kabin japońskich..no, czasem nie ma....) i nie wiedziała co się z nią robi i zastanawiaja się w którą stronę ma się ustawić....Opowieść była barwna i wywołała gromki śmiech publiczności, moja opowieść o sklepach też, Ahmeda opowieści byłyby najciekawsze, ale blokował go trochę japoński, wiec tylko powiedział piękne zdanie: "Czasem Japończykom się wydaje, że są grzeczni, ale właśnie wtedy oni wcale nie są dla mnie grzeczni."

"ja ne" czyli japoński odpowiednik papa!

15 komentarzy:

  1. Sis, jak zwykle wpis super! Bardzo mi sie podoba końcowa konstatacja Ahmeda o grzeczności japończyków - myślę że jes w tym głęboka mądrość. A czy Ty ze swojej strony opisałaś historię jak obaciany kazały Ci siorbać, czego Twoja Mama skutecznie zabraniała Ci całe życie? Wtedy pewnie chętnie adoptowałoby Cię pół wsi ;) Anyways, cieszę się, że tak miło spędziłaś weekend i oczywiście czekam na dalsze opowieści (ze szczególnym uwzględnieniem muzyki z lat 80-tych i ewentualnie 90-tych - jedną z oznak tego, że się starzeję jest to, że uważam, że dzisiejsza muzyka jest beznadziejna w porównaniu z tamtymi czasami ;)) Buziaczki i once again dziękuję za rozweselenie mojego dnia pracy! Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. aha i zapomniałam napisać, że super są te zdjęcia - bardzo mnie cieszy Twój nowo odkryty zapał do fotografii!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że znalazłaś mieszkanie:) Jednak nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych:) Z niecierpliwością czekam na drugą część opowieści psiocząc w duchu na wolne łącze internetowe, z którym przyszło Ci się użerać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałabym o najważniejszym! Oferty pracy dla gajdzinów - fenomen w skali globu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ada. niedlugo zostaniesz Japonska celebrytka :))
    wpis jak zawsze blyskotliwy - ale jestem pod wrazeniem zdjęc :))
    a jak sie ta Hawajska kraina nazywa?

    OdpowiedzUsuń
  6. Okinawa (okinała), znajomi właśnie stamtąd wrócili, przypominają murzynów, ale zdjęcia mają boskie, poprosze o jakieś i Ci wyślę. Tylko tam nie można jechać latem właśnie, bo za gorąco, najlepiej w pażdzierniku-listopadzie:)) Do następnego roku to może i ja na to zarobie "wykładami dla Japończyków" (bo czynsz za mieszkanie niestety będzie od teraz ostro pożerał moje oszczędności). A robić zdjęcia uczyłam się na najlepszych sesjach zdjęciowych, Peczyzerko, np. tych w parku Skaryszewskim:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. p.s. chwilowo zajmuje się polowaniem na meble do mieszkania, bo w pobliskim świecie trwa sayonara sale (wczoraj kupiłam wygodny fotel, nowy, duży ekspres do kawy, toster i półki do kuchni za 5000 yenów, czyli coś koło 150 złotych:)W końcu czymś trzeba zapełnić puste mieszkanie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sis, no bardzo jestem dumna z Twoich zakupow do mieszkania i widze ze juz przejmujesz moj zwyczaj informowania ile co kosztuje ;) A gdzie Ty trzymasz te wszystkie zakupy, bo przeciez w Twoim pokoju w akademiku sie nie zmieszcza! Buziaczki! A

    OdpowiedzUsuń
  9. hehe, ano to, moja droga Sis, jest magia Japonii...trzymam je na korytarzu, bo nikt ich nie ukradnie:) Opowiadalam Ci o tym, ze Ahmed na 2 godziny zostawia codziennie swoj komputer przed akademikiem i tez nikt sie jeszcze nie pokusil:)

    OdpowiedzUsuń
  10. jeeej:
    http://big5.wallcoo.com/human/SZ_154_OKINAWA_Japan_01/images/beach_of_Okinawa_GJ018.jpg

    znalazlam gdzies ogolonodostepne w necie...
    a tu jesien idzie.pazdziernik/listopad brzmi idealnie na takie wakacje...
    ok, zaczynam zbierac pieniadze :)

    a nasza sesja skaryszewska zawsze poprawia mi humor - rano sobie ogladalam :)
    caluje Cie mocno!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ada, fenomenalna opowieść, zwłaszcza ta część o zarobkowaniu! Rewelacyjny efekt i kolejny dowód na to, że czasem wystarczy tylko dać się gdzieś zaprosić - myślę, Ad, że to jest początek kolejnej, wielowątkowej opowieści :) Nie muszę chyba tego dodawać, ale mam nadzieję, że skorzystasz z zaproszeń, a efekty opiszesz nam już wkrótce. W powietrzu wisi kariera Top-Gajdzinki! Czego Ci ogromnie życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki Zagat, w istocie jestem zaproszona na serię zajęć do japońskich podstawówek, na różne pomniejsze eventy, a w przyszłą środę na lunch do pani, która chce, żebym robiła te zajęcia z gotowania...Czasem przyjęcie jednego zaproszenia faktycznie działa jak lawina...teraz to aż się boję, czy się wyrobię;-)
    Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Sis, wyrobisz się spokojnie, właśnie moim zdaniem to głównie takimi rzeczami powinnaś się zajmować w tej Japonii a nie chodzeniem na 3 razy więcej zajęć niż nawet najambitniejsi japończycy ;))) więc przyjmuj wszystkie zaproszenia! Buziaczki. A

    OdpowiedzUsuń
  14. Aguś, ja tu ciągle mam jakieś problemy z logowaniem się - chyba Karola musi mi zorganizować jakąś lekcję pokazową, bo normalnie beznadzieja :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ok, teraz działa, no to piszę :)

    Właśnie byłam w trakcie pisania dłuuugiego wpisu, kiedy usunęło mi tekst, więc napiszę w sktórcie: bardzoooo mnie raduje fakt,że znalazłaś mieszkanie! to dla nas tutaj ogromna ulga!

    Ja widzę, że Ty tu już prawdziwą karierę robisz - coś w rodzaju Pascala od gotowania oraz tych śmiesznych cudzoziemców z "Europa da się lubić" :) bardzo jestem z Ciebie dumna, że tak sobie dzielnie radzisz! Pełen szacun!

    A tak by the way, czy ten kometarz w poptrzednim wpisie o Ahmedzie, że on (ten wpis) niby dedykowany domatorom, co to "uwielbiają poznawać świat pozdróżować" to o mnie było? co? :)

    ściskam bardzo mocno i uderzam do kolejnych wpisów - trochę mi jeszcze zostało :)

    OdpowiedzUsuń