sobota, 4 kwietnia 2009

4月3日2009年

Pierwszy wpis, w którym czytelnicy dowiedzą się, co oznaczają skróty FC i FF oraz dlaczego partnerskim miastem Minoh powinien być Brok nad Bugiem...

(dedykowany Kindze i Karoli na pamiątkę września siedem lat temu:)


Małe cofnięcie się w czasie o dwie doby...Jest pierwszy kwietnia...

Godzina 10:05 ; wylot z Polski do Frankfurtu
Godzina 11:50 ; lądowanie we Frankfurcie
Godzina 15:00 ; opóźniony wylot z Frankfurtu do Osaki...

Godzina 19:00 ; Siedzę sobie w samolocie i myślę, jak to fajnie latać tak daleko i jak te drogie linie lotnicze naprawdę mają niedrogie bilety, jak tak zreasumować za co się płaci, no bo tak...Najpierw zaserwowali gorące chusteczki do odświeżenia się, potem drinki, potem bardzo dobre jedzenie, zieloną herbatę, potem co godzina chodzą i pytają, czy ktoś nie chce soku albo wody, potem koca, poduszki, itp., itd. A do tego na ekranie przede mną mam do wyboru tak z 15-naście filmów, z których żadnego nie widziałam, 26 stacji radiowych, w tym przekrój od przebojów oldies w stylu Tiny Turner, przez najnowsze trendy bollywoodzkie, japońskie, koreańskie i tadżmahalskie prawie że, no a jeszcze kanał 25 - nieśmiertelna poezja niemieckich wieszczów (Rilke w samolocie i to jeszcze po niemiecku, jak dla mnie rewelacja, chociaż czytali nie te wiersze co znam, więc się jednak poddałam po chwili słuchania). No więc oglądam te filmy (tak z cztery pod rząd) i się cieszę, bo na żadnym nie byłam w kinie, a na co po niektórych chciałam i rozmyślam nad tym, że « fajna ta stołówka1 », czyli generalnie, że fajnie jest latać tak daleko i w ogóle...Wkręciłam się nawet w kultowy film dla nastolatek o miłości wampira i młodej dziewczyny (bo o ile do dziś nie przekonałam się do Harry'ego Pottera i na ogół nic z gatunku science-fiction nie czytam to jednak Sapkowski zaszczepił u mnie sympatię dla wampirów, film też całkiem niezły)...I tak minęło popołudnie pierwszych godzin lotu.

Godzina 22:50 ; Tak. O ile fajnie jest z samolotu oglądać wschód słońca (w Korei, nad którą lecimy jest około 6-tej rano), o tyle....stołówka jest teraz jakoś dużo mniej fajna, bo nogi bolą w każdej pozycji tak samo i z pamięci znikają wszelkie argumenty dotyczące znośności długiego lotu i drogich linii lotniczych, dbających o to, żeby mi było wygodnie. Nie jest!!!

Godzina 3:00 ; Stoję w gigantycznej kolejce, coby oddać odciski palców w okienku rejestracji dla "obych" i przypieczętować tym samym legalność mojego pobytu w Japonii, jak potem ucieknę, to jeszcze mnie znajdą, kto ich tam wie...?

Godzina 13:00 (w Japonii wieczór) ; Jestem w akademiku, nie dziwi mnie toaleta, umywalka i prysznic w jednym, czyli w szafie w moim pokoju (w końcu super, że mam tę szafę dla siebie, a nie muszę jej dzielić z innymi:), ani dziwne urządzenie, które nie wiem, do czego służy (później wyczytałam, że to oczyszczacz powietrza, na razie boję się go włączyć), ani to, że adapter kupiony na frankfurckim lotnisku jest niekompatybilny z moim Mackiem (no bo co jest kompatybilne z Mackiem???chyba tylko drugi Mac:), mimo że miał działać na wszystkie gniazdka Europy i Japonii razem wzięte. Ani to, że jak wyłączyłam światło, to zapalił się w pokoju na zielono fosforyzujący w nocy, jak się okazuje, wielki zegar na ścianie. Nie dziwi mnie nic, aż do chwili, kiedy próbuję zasnąć i odkrywam, że jest pioruńsko zimno...Nie-japońsko zimno, no bo przecież Japonia to prawie że ciepły kraj. Zakładam więc skarpetki, nakrywam się kocem, idę spać. Wstaję co godzinę, żeby włożyć jeszcze jedną warstwę ubrania, skutkiem czego rano budzę się w podkoszulce, piżamie, polarze, opasce na głowę, rajstopach i skarpetkach, owinięta w dwie kołdry i wciąż mi w nos zimno!!!! No to to mnie wreszcie zdziwiło porządnie. Przywołalo też dawne wspomnienia, no bo kiedy ja ostatni raz spałam w piżamie, bluzie i rajstopach? Siedem lat temu w kartonowych pudełkach – domkach letniskowych w Broku nad Bugiem. Z Karolą i Kingą na sławetnym obozie integracyjnym dla studentów I roku, gdzie akurat trafiliśmy na złą pogodę, a ....

zła pogoda + kartonowe domki = FC (freaking cold) lub FF (fucking freezing)
(druga wersja preferowana jest przez moją siostrę:)

I am sure they remember....Takich rzeczy się nie zapomina, zakładałyśmy na noc po pięć par skarpetek, a i tak miałyśmy czerwone nosy na dzień dobry. Tak jak ja dzisiaj. Stąd prosta konkluzja, którą rozbuduję jeszcze jutro. Minoh, miasto w którym mieszkam, położone 15 km na północ od Osaki, niczym się nie różni od polskiego Broku nad Bugiem...

P.S. Jeśli nawet MI jest zimno, to to zdecydowanie jest bardziej fucking freezing niż freaking cold...Sis, zastanów się poważnie, czy chcesz jechać na ten Szpitzbergen!!!

7 komentarzy:

  1. nie wiem czy pamietasz, ale Maria Curie jak jej bylo zimno to sie przykrywala szafa, wiec jak juz Ci tych warstw zabraknie - zawsze mozesz szafoprysznicem sie przykryc :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no a w ogole to podloga umyta wiec jest nagroda jak widzisz :) az sie mop zlamal taka mialam motywacje dzieki Tobie :)
    a jak wiosna wyglada w jp?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiosna wygląda tak, że wczoraj lało, dziś świeci słońce, a u mnie w pokoju wciąż tak z 10C :)))
    Dzięki Peczyzerko za zapał w czytaniu i za komentarze, było nie było, byłaś pierwsza:))Może pomyślę o jakiejś nagrodzie z tej okazji;)

    OdpowiedzUsuń
  4. cześć Kochanie:) Nigdy nie mów nigdy:) Dla tych, którzy nie wiedzą, Brok to zapadła dziura, a domki w których mieszkałyśmy przypominały slumsy dla ubogich rodem z Bombaju... Więc mam nadzieję Aduś, że oprócz panującego zimna Twój akademik w niczym więcej nie przypomina Broku:)A swoją drogę trzeba było ze mną pojechać w zeszłe lato do Turcji - zrozumiałabyś tak jak ja, że słowo "czystość" ma wiele znaczeń... Heheh:) Dlaczego jest tam tak zimno? Może trzeba zapolować na jakiś piecyk albo farelkę? Pamiętasz jak w "Bezsenności w Tokio" Bruczkowski kupował różne szpargały na przecenach?:)W końcu szkolili nas na ILSie do wyszukiwania rzeczy trudnych do znalezienia:) Co do warunków w samolocie to jestem pod wrażeniem:) Zawsze to jakaś rekompensata za długość lotu:)
    A co do parasolki... W zupełności Ci wystarczy! Zapomniałaś, że to japońska parasolka? Kto wie, czy nie służy wyłącznie do ozdoby, bo ta babeczka świetnie skacze jak w "Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku" :) heheh
    Trzymaj się śliczna, dasz sobie radę:) Będę Cię odwiedzać codziennie, myślę o Tobie ciepło i już tęsknię:)
    P.S. Chyba sobie nie radzę z techniką...zamieściłam ten komentarz wczoraj, a dziś patrzę i już go nie ma :( Więc jesze raz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolka, bardzo dobrze sobie radzisz z techniką, oba komentarze są, tylko pod różnymi wpisami!Za wszystkie bardzo dziękuję, Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak to cholera jest z tą techniką:) Zaspamowałam Ci bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zrażaj się do techniki, tylko poczytaj sobie o moich przejściach z panami od techniki-elektroniki to Ci się lepiej zrobi:))) :*!

    OdpowiedzUsuń