poniedziałek, 20 kwietnia 2009

4月20日

Siódmy (czy dobrze liczę?) wpis, w którym opowiem o tym, jak szare komorki skaczą przez płotki...

Dziś mam bardzo dobry humor, prawdę powiedziawszy, cieszę się, że zaczął się tydzień zajęć (wiem, wiem, w przeciwiwństwie do wszystkich ciężko pracujących, moich kochanych warszawiaków:))), weekendy tutaj są trochę przygnębiające, bo wtedy prawie nikogo tutaj nie ma, poza starszymi japończykami grającymi pod moim oknem w tenisa, sklep i stołówka nieczynne, pusto, słońce praży, autobusy prawie nie kursują, nie ma co ze sobą zrobić, a jak jeszcze nie ma z kim tego czasu spędzić, to już w ogóle smutno i tęskno i wczoraj właśnie tak mi było mniej wesoło i za wszystkimi tęskniłam i już obmyślałam, kiedy będę w Polsce...

A dzisiaj, nie żebym mniej tęskniła, ale tydzień zaczął się dla mnie całkiem ciekawie i hiper aktywnie, ale właśnie ta hiperaktywność jakoś mnie tak pozytywnie nakręciła. Mianowicie, miałam dziś ta ciekawe i wymagające nieustannego wysiłku zajęcia, że moje biedne, zasmażone wczoraj szare komórki musiały odżyć i od samego rana skakać przez płotki...Było im przy tym bardzo wesoło. Nie będę tu powtarzać historii, którą opowiadałam WSZYSTKIM, pewnie nawet i po dwa albo trzy razy, o tym co moje szare komórki robiły, jak skończyłam pisać pracę magisterską...Od tamtego czasu darzę je wielką sympatią, no i dzisiaj właśnie jak pisałam maila do mojej siostry, powstał mi w głowie nowy obraz, czyli właśnie te szare komórki skaczące masowo przez płotki, a na płotkach i wszędzie wokół były znaki japońskie...Tak się mniej więcej dziś czuję, bo dawno nie miałam wrażenia, żeby tyle się moja głowa musiała nawysilać i żeby tak szybko musiała przetwarzać informacje. Rano miałam zajęcia ze znaków, bardzo fajne, potem zajęcia z (uwaga, Migotko Ma!ucieszysz się!) SPSS, tylko, że po japońsku...Kto wie, co to SPSS (Zagat, pewnie wiesz:), to może sobie wyobrazić wysokość płotków (zajęcia rewelacja, jest nas tylko trzy i pracujemy na japońskich, nowoczesnych laptopach...sama przyjemność), a potem zajęcia z moją promotor i Chińczykami, którzy wszyscy są tu mniej więcej od 4-5 lat (więc to właściwie tak, jakbym miała zajęcia z Japończykami, muszę się koncentrować na każdym słowie, żeby zrozumieć, oni tak szybko mówią)...Naprawdę, pod koniec mózg mi parował, a tak naprawdę to nie mi, tylko właśnie tym szarym komórkom, pić im się chciało, jak tak cały dzień biegały przez płotki...Ale jakie zadowolone były!Nawet teraz jeszcze się cieszą, ja też, czy może raczej mnie radują i rozweselają te moje personifikacyjne wizje i poprawa stanu moich szarych komórek (nie dawały o sobie znać w tak barwny sposób odkąd się szukały po tych pustych korytarzach w moim mózgu;) Może ktoś pomyśli, że zwariowałam, że tak piszę o tych szarych komórkach...No nic to, my, Ada, lubimy abstrakcyjne myślenie:)

A jak ktoś woli mniej abstrakcyjnie, to przetłumaczę to na język ludzki: mogłam sobie tu wybrać naprawdę fascynujące zajęcia i jestem kilkoma senseiami (prof.) naprawdę zachwycona, np. jest jeden taki, co pisze wszystkie znaki świata w ułamku sekundy i jeszcze recytuje po grecku iliadę, bo tak naprawdę jego specjalizacja to filozofia grecka...(sic!) Albo taka wesoła profesor, która wita wszystkich na zajęciach teksetm "witaj na zajęciach u dziwnej pani profesor"...Bardzo dobre zajęcia. Mogłam też wybrać zajęcia z tłumaczenia ustnego (tym razem na angielski), ale się bałam, bo Koreańczycy strasznie tu zawyżają poziom i stwierdziłam, że za wysokie progi...Dziś spotkałam dziewczynę, ktora na nie chodzi, taką poznaną jeszcze w samolocie (mieszka na innym kampusie) i powiedziała mi co prawda, że poradziłabym sobie, no ale zajęcia są w tym samym czasie, co SPSS, więc nie będę nic zmieniać, bo na SPSS też mi bardzo zależy. W przyszłym semestrze za to spróbuję zaatakować zajęcia z tłumaczenie ustnego:) Tęskno mi do mojej Hitler-profesor od tłumaczeń ustnych z Francji (Japonka, ale jaki z niej był Hitler, naprawdę!nawet z wyglądu już się jej można było bać, to nie była drobna, miła pani profesor, chociaż na pożegnanie wycałowała mnie jak nie wiem co i w gruncie rzeczy, poza zajęciami była bardzo miła). Zajęcia z moją panią promotor też są super, bo moja pani promotor jest bardzo sensowną i miłą kobietą, myślałam, że jest bardzo młoda, ale doktorat robiła w Stanach, potem uczyła w Tokio, a teraz od 14 lat uczy w Osace...To chyba "swoje lata już ma", nie??? Baardzo młodo wygląda. I światowa też, była nawet w Polsce, na Jagielonce!I w Auschwitz. Chwali jej się.
Mam nadzieję, że temat zajęć nikogo nie znudził, na razie trochę przystopowałam z przygodami, a przyśpieszyłam z nauką, stąd ten temat. Plus, parę osób pytało się mnie, jak zajęcia, więc to też na ich prośbę odpowiedź wyczerpująca, mam nadzieję...

No nic, wracam do moich rozbrykanych szarych komórek, chyba się będę jeszcze dziś uczyć (wieczór u mnie), bo inaczej spać mi nie dadzą. Kto by pomyślał, że po biegu przez płotki jeszcze coś im się będzie chciało...Niezbadane są upodobania szarych komórek. W istocie.

2 komentarze:

  1. Sis, jak zwykle boski ten Twoj wpis i bardzo mi sie tez podobaja ilustracje (zwlaszcza ten staruszek z bylo sobie zycie). I bardzo sie ciesze ze masz takie ciekawe zajecia (i nawet wiem co to ten SPSS - to znaczy tak mniej wiecej wiem...) wiec powodzenia na wszystkich zajeciach i buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż przyjemnie przeczytać,że zajęcia sprawiają Ci taką radość:) Nawet ja wiem, co to jest SPSS! heheh Trzymam kciuki i ściskam mocno:)

    OdpowiedzUsuń