środa, 22 kwietnia 2009

4月22日

Ósmy wpis, czyli o tym, jak pani w stołówce przeprasza mnie za to, że nie lubię tofu...

Pośród wielu wyzwań, które czyhają na mnie codziennie, są takie, których celowo unikam...I tak, dla przykładu, na stołówce jem tylko to, czego nazwę umiem przeczytać i co widać (a i tak nadziałam się na jakiś kawałek ośmiorniczki w rosole, ktory wyglądał na zwyczajny rosół z kluskami!). Jak czegoś próbuję, to ostrożnie...Przedwczoraj na przykład, zachęcona przykładem "mojej" Dunki z akademika, postanowiłam zamiast fety dodać do sałatki greckiej tofu, bez ktorego Dunka - jak to ujęła - żyć nie może...Z wyglądu do sera to nawet podobne i smażone całkiem dobre (inari zushi, właśnie to z tofu to jedno z bardziej przeze mnie lubianych sushi), więc czemu by nie? Fety i tak tu nie dostanę, mozarella jest, ale taka dziwna jakaś, jak mi brakuje białego sera to kupuję najdroższy ser na świecie - Philadelfia - za tak mniej więcej 15 złotych (w Polsce kosztuje tak 4-5 PLN), jedyny biały ser dostępny w okolicznych sklepach. Jednym słowem trzeba się przestawić na tutejsze jedzenie, dobre i tanie. Niestety, eksperyment z tofu nie wyszedł, a raczej wyszedł bardzo dobrze a jego wyniki nie pozostawiają żadnej "wątpliwej" interpretacji. Interpretacja jest bez-wątpliwa: jak można jeść tofu???? (Zagat, Ciebie się pytam, między innymi, bo Ty lubisz, co zapamiętałam po naszym ostatnim wspólnym lunchu:) Ser z założenia nie powinien być galaretą i powinien mieć delikatny (ale mimo wszystko JAKIKOLWIEK) smak. Być może wybrałam do eksperymentu zły rodzaj tofu, podpytam Dunki, której pragnę oddać to, co mi zostało...Nie wykluczam tej opcji. A jednak, wydaje mi się, że ja po prostu NIE LUBIĘ TOFU i w tym tkwi cały sekret i rozwiązanie wszystkich dalszych eksperymentów. Wydawałoby się, że na tym stwierdzeniu wypada temat zakończyć...A jednak, w Japonii pewne motywy powracają do mnie repeatedly...Do tych motywów należą: Japonki i ich niepodrabialna nieumiejętność chodzenia na obcasach (to będzie temat na bardzo długi wpis, ale ponieważ to będzie na temat mody, to odwlekam to na czas, jak nie będę miała innych tematów), ten motyw atakuje mnie codziennie, inny motyw: oczy ryb w lodówce (dlaczego moje Azjatki kupują ryby, które na mnie patrzą??? dobrze jeszcze, że nie kupują żywych ośmiornic, tylko martwe...jedne martwe właśnie się smażą, nota bene...zapach po wszystkich pokojach, będę sprawiedliwa, Wietnamka przeprasza wszystkich wchodzących do kuchni...), parę jeszcze motywów by się znalazło.
Najwyraźniej nadszedł czas na motyw "tofu", kiedy bowiem udałam się dzisiaj do stołówki i ucieszyłam się na widok prostego, swojskiego dania - wieprzowiny (albo wołowiny) z cebulą, tofu już na mnie czekało, postanawiając dać mi jeszcze jedną szansę przemyślenia the attitude I was giving him...:) Niczego nie podejrzewając udałam się do kasy, gdzie pani najpierw się na widok mojej tacy cieszy i zaprasza do siebie, następnie blednie, identyfikuje problem, opuszcza stanowisko kasowe, żeby mi problem wytłumaczyć dogłebnie...Tłumaczy mi zatem, kłaniając się przepraszająco, że "ojej, ojej, problem, bo Pani wzięła setto (czyli zestaw), a tu nie zestaw na tej tacy tylko ta wieprzowina i ryż...No więc problem, więc może szanowna Pani wróci się do tego tam oto stanowiska i weźmie sobie miso shiro albo...tofu...??" Tutaj z kolei mi zaczęło być niewygodnie, bo chociaż odpowiedziałam, że "nie, dziękuję, tak będzie dobrze", Pani nalega i mówi, że to bez sensu bo ja zapłacę za setto a to przecież jest takie marne setto bez tego tofu...No i zaprasza mnie gestem ręki do lady, gdzie wystawione tofu już się do mnie złośliwie uśmiechają. Mówię więc raz jeszcze, że "nie, naprawdę..."Pani nagle dostaje oświecenia i pyta się, czy ja lubię tofu....Konsternacja nr 46, nie wiem, jak wybrnąć, raz już (w Polsce) powiedziałam, że lubię słodkie rzeczy, nie mogąc przełknąć okropnego mochi, które wtedy jadłam (które robiłyśmy z Japonkami, brr, wpsomnienie tego prześladuje mnie do dziś)...No więc desperacko decyduję się na szczerość, mówiąc magiczne japońskie słowo chotto, które w tej sytuacji znaczy zapewne, że nienawidzę tofu, chociaż dosłownie oznacza tylko "trochę, troszeczkę"...wymowna jest najczęściej pauza, jaka po nim następuje...I tutaj pani kasjerka blednie po raz drugi, kłania się przepraszająco i głęboko i bardzo, ale to bardzo mnie przeprasza. Ja głupieję, no bo w końcu za co mnie przeprasza, nie jej wina, że tofu mnie jeszcze nie oświeciło swoją wspaniałością, to mi raczej głupio, że przyznałam, że nie lubię jakiegoś elementu WSPANIAŁEJ JAPOŃSKIEJ KULTURY (także żywieniowej:) Więc próbuję wyprostować nieporozumienie, wyjaśniam, że nie, nie, nie ma sprawy i też przepraszam za kłopot, na co ona jeszcze głębszym ukłonem znów zaczyna serię przeprosin, kasuje pieniądze i na pożegnanie znów powtórka z rozrywki: ukłon, przeprosiny, zakłopotanie moimi przeprosinami....Ogółem, przeprosiła mnie co najmniej 4 razy....Odchodzę i siadam do stolika wykończona!!!Muszę się nauczyć lepiej maskować swoją antypatię do tofu...

6 komentarzy:

  1. To jest zdecydowanie moja ulubiona rozrywka w pracy, Ada, ale nie wypada mi (jeszcze, bo za miesiąc już nie będę miała skrupułów) rżeć na cały open space, no to się lekko chichram (jak to się pisze??). Jesteś boska tam w Japonii, nie mniej niż w Polsce :)
    Tak, lubię tofu, a powód jest bardzo prosty - lubię prawie wszystko, co rośnie, chodzi, dojrzewa, kiśnie itp. na tym świecie i jest dobre:) nie lubię gotowanych ziemniaków i placków ziemniaczanych, no i za słodyczami nie przepadam, a tak to wszystko jest dobre :)

    Ad, mówiłaś, że ja się nadaję do Japonii, bo uwielbiam to całe ich żarcie - no więc nie nadaję się, ponieważ wykończyłabym siebie i ich nerwowo, po trzecim ukłonie pani kasjerka straciłaby głowę za sprawą mojego miecza samurajskiego :)

    P.S. Super, że wrzuciłaś zegary - ciągle miałam z tym problem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Zagadką - zegary to świetny pomysł:) A co do tofu, to jadłam je raz i to w jajecznicy i muszę przyznać,że było smaczne, ale to pewnie tak jak ze szpinakiem - źle przyrządzony lub podany bez niczego smakuje jak trawa, dobrze doprawiony jest boski:) Japońska kultura jest fascynująca...aż miło posłuchać:) Wyobraź sobie podobną sytuację w Polsce - albo mają to gdzieś, że tak się kurtuazynie wyrażę, albo wdają się z Tobą w karczemną awanaturę:)
    Agatko, BTW, pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karolka, z Zaga-t-ką się zgadzasz, czy z zagadką?:) Tak na marginesie, to umówcie się kiedyś wreszcie, zamiast się co drugi dzień wirtualnie pozdrawiać:D Nie żeby mi to przeszkadzało, po prostu sugeruję...:) Anyways, dziękuję bardzo za miłe słowa, dzięki temu chce mi się pisać, bo jakby nie wasze komentarze, to chyba bym już zarzuciła to sieciowanie na rzecz tradycyjnego pamiętnika albo co...
    Ci co czytają i nie komentują (jak pisałam, rozumiem, sama nie należę do najodważniejszych w tej kwestii i długo musiałam się bić z myślą o założeniu tego bloga:) może też się kiedyś odważą...?Byłoby mi jeszcze milej!No nic, miłego spania, u mnie 9 rano, u Was 2 w nocy, ja ruszam na spotkanie z moją tutorką (tutaj to jest taki peer tutoring, to nie to samo co moja pani promotor, po prostu Japonka na mastersie, zdaje się), wish me luck!

    OdpowiedzUsuń
  4. Adusiu:
    1. należę do czytających systematycznie, komentujących sporadycznie, ze względu na wrodzoną nieśmiałość (niniejszym wzbudzam u siebie przepraszające zakłopotanie);
    2. też nie lubię tofu
    3. czy naturalnym stanem ducha Japończyka jest przepraszające zakłopotanie (czy np samuraje też byli permanentnie przepraszająco zakłopotani)?
    4. i ostatnie pytanie do Ciebie, jako oficjalnego tłumacza mojej kancelarii: dlaczego każdy japoński statek o jakim słyszałem ma w nazwie "MARU"?
    Pozdrowienia zza biurka.
    M

    OdpowiedzUsuń
  5. Sis, wpis jest boski! Wczoraj jakos go przegapilam ale dzis juz oczywiscie rzalam ze smiechu porzadnie!
    A teraz do Zagatki: i dlatego wlasnie nalezy pracowac w firmach w ktorych maja kulturalne pokoje a nie open space ;) W pokoju mozna wspollokatorowi kulturalnie wyjasnic ze siostra/kolezanka pisze z Japonii i w zwiazku z tym beda odglosy i nikt sie nie awanturuje!
    Aha, Sis i nie martw sie, mi na pewno tez by to tofu nie smakowalo! To moze do nastepnej paczki dodac Ci troche sera feta? Myslisz ze przezyje podroz? Buziaczki. A

    OdpowiedzUsuń
  6. Kwestię statków obiecuję sprawdzić (czego się nie robi dla Ukochanego Szwagra?:)...Ale tu wszystko nazywa się MARU, wiesz? Sklep, w którym robię zakupy nazywa się MARU-YASU:)
    Buziaki poranne dla wszystkich smacznie śpiących w Polsce!!
    A, Sis, ser feta może by i przeżył podróż, dziś Bułgarka na zajęciach opowiadała, że wreszcie dostała paczkę z prawdziwym BIAŁYM SEREM:) Ale na razie chyba dam radę bez niego, dzięki!

    OdpowiedzUsuń