niedziela, 12 kwietnia 2009

4月13日

Piąty wpis, w ktorym opowiem o czasie kolistym na moim uniwersytecie (obiecałam wpis na poważnie, a co!)

Obudziłam się dziś wcześnie i dość szybko oddałam się filozoficznej refleksji na temat czasu linearnego, kolistego, polskiego, japońskiego, kanadyjskiego, etc...No bo wciąż mnie zdumiewa, jak to jest, że kiedy ja się budzę, wszyscy w Polsce śpią (jak u mnie jest 9, w Polsce jest 2 rano), no chyba że akurat zarywają noce. W Polsce lany poniedziałek jeszcze się nie zaczął dla najbardziej nawet gorliwych polewaczy, natomiast u mnie dzień się toczyć coraz szybszym tempem zaczyna... Mam dziś pierwsze zajęcia z moją panią promotor, ale zanim na nie wyjdę (po południu), postanowiłam napisać wreszcie obiecany wielu osobom wpis na temat tego, jak mi się żyje na kampusie, w akademiku, na uniwerku...

Na początek kilka faktów, które normalnie zastąpiły by zdjęcia, niestety, na razie, trzeba to sobie po prostu wyobrazić ...

Po pierwsze, mieszkam w górach. Co prawda, właśnie je pracowicie karczują, coby na nich wybudować tak z setkę osiedli, niemniej jednak po zadyszce jakiej dostaje wracajać z zakupami do siebie (a, tak 20 minut pod górkę) twierdzę niezaprzeczalnie, że są to góry, a w każdym razie wysokie pagórki. Nigdy nie mieszkałam w górach, więc po pierwszym szoku kulturowym dotyczącym tego, że do "mojej" Osaki mam tak 40 minut jazdy minimum, nawet się ucieszyłam, myślać sobie, że zaprzyjaźnię się z przyrodą i wogóle, będzie gdzie chodzić na spacery i takie tam inne...W końcu zawsze twierdziłam, że od morza wolę góry, no to się wreszcie doczekałam. Ale w Japonii, co nie pomyślę, to zaraz muszę dojść do wniosku, że źle pomyślałam. Tras spacerowych tu nie ma, poza kampusem po 20 żywej duszy się nie widuje, na kampusie zresztą też, mogliby tu horrory kręcić, bo takie podświetlone budynki uniwersytecie, wielgachne boisko, asfaltowa droga i...nikogo. Wszyscy siedzą w akadmikach, a reszta ludności uniwersyteckiej dawno już pojechała do siebie, "do miasta", jak to ładnie ujęła moja promotor podczas naszego pierwszego spotkania.

Po drugie zaprzyjaźnianie się z przyrodą zdecydowanie nie jest najlepszym pomysłem. Już drugiego dnia mojego pobytu tutaj uświadomiono mi, że latem grasuje tu coś o dwuznacznej nazwie gaidai mushi (dwuznacznej i oryginalnej, bo znaczy to mniej więcej "robal zagranicznego uniwersytetu"), która to gąsienica ma tak z 40 cm długości, jest wielka i gruba i jak kogoś dotknie to trzeba jechać do szpitala. Pocieszono mnie, że z reguły się ją widzi, więc się ją omija. Pocieszenie uznałam za marne, wolałabym nie tylko stworzenia nie dotykać, ale go również nie widzieć, więcej nawet, wolałabym chyba o nim nie wiedzieć, bo teraz nawet małe gąsienice wywołują u mnie lekki strach i co chwila wyglądam, czy z krzaków coś ku mnie tu nie wyjdzie. Tak więc cieszenie się przyrodą ogranicza się do podziwiania drzewek wiśniowych (obiecuję baaaardzo dużo zdjęć, bo przez pierwszy tydzień fotografowałam w zasadzie tylko sakurę;). Kropka. Jesienią ponoć warto się wybrać nad "tutejszy" wodospad. Piszę "tutejszy", bo jest on na przeciwległym końcu gór i miasta, więc mam do niego dalej jeszcze chyba niż do Osaki. Wątpię więc, czy tam zajdę przed jesienią. Ale jest słyny i większości ludzi nasze miasteczko właśnie z nim się kojarzy. Nikt z miejscowych nie kojarzy, że jest tu także uniwersytet, bo ilekroć w mieście próbowałam kogoś zapytać o drogę powrotną to nazwa trzeciego co do wielkości uniwersytetu w Japonii nic mu nie mówiła i kierunku wskazać nie potrafił. Po adresie z karteczki szło dużo lepiej, ale sama nazwa uniwersytetu to tutaj chyba jakieś tajemnicze hasło w stylu "Sezamie, otwórz się"...Póki co, nie zadziałało jeszcze na nikogo, a ja sama już się nauczyłam trafiać tu z powrotem z każdej strony świata (feel so proud of myself!). Ponadto, moja tutejsza natura pokryta jest asfaltem, na kampusie i poza kampusem, no bo przecież Japończycy mają samochody, a samochody muszą jeździć po asfalcie, nawet w górach. Żaden żwir nie wchodzi w grę, co to to nie! Jeszcze by się japońskie samochody (z ktorych 3/4 jest białych, BTW) pobrudziły i porysowały! Kiedy więc idę gdzieś "na miasto" w okolicy południa, to myślę sobie, że Japonia musi być bardzo blisko słońca, czy coś, bo takiej patelni nie doświadczyłam jeszcze w Polsce, no, może w Wielkopolsce czasem ma się podobne odczucie suchości powietrza (wiadomo, najsuchszy region w Polsce). Niby jest tylko 23-26 stopni, ale ja mam wrażenie, że jest 34!!!Dziwnie tak, bo przez to wydaje mi się, że są wakacje, a nie kwiecień i początek semestru. Ale to taka uwaga na marginesie...Jak nagle przestanę pisać bloga, to będzie chyba znaczyło, że temperatura odczuwalna jest coś koło 50 C:)

Ale, ale! Mieszkanie w górach ma też swoje zalety, którym muszę oddać sprawiedliwość. Po pierwsze, pomimo południowej patelni, wieczory są odrobinę chłodniejsze, co pozwala zregenerować przysmażone szare komórki i przywrócić umysłowi względną równowagę. Po drugie, widok gór o zachodzie słońca, nawet karczowanych i wyrównywanych na takie "schody" z ziemi, JEST pełen uroku. Po trzecie, już mi się poprawiła kondycja:) Karol, Kinga, Maj, dobrze pamiętacie podejście z Browarnej na kampus, prawda? No to ja mam takie podejście do siebie z miasta tylko przedłużone na 20 minut...Nawet strzelanie z łuku nie będzie mi chyba potrzebne, mięśnie pracują same, czy się chce, czy się nie chce;)

Opisawszy otoczenie zewnętrzne, mogę się oddać opisowi wewnętrza. To będzie w drugim wpisie, jak wróce z zajęć.

Cdn...

12 komentarzy:

  1. A propos tego "co nie pomyślę.." W zeszłym tygodniu pomyślałam, że tak spokojnie będę się uczyć w tym semestrze...Moja promotor sama tak to ujęła "spokojna nauka do egzaminu na doktorat"...He,he, po pierwszym seminarium już widzę, że na japońskim uniwersytecie "na luzie" znaczy mniej więcej tyle co "na następny tydzień proszę przeczytać taki 10-stronnicowy artykuł po japońsku". Ratunku...A, tytuł artykułu "citizenship education in a global age. Comparative and transnational perspectives" (tytuł przynajmniej przetłumaczyli, bo inaczej nie domyśliłabym się, na jaki to temat...T_T )

    OdpowiedzUsuń
  2. Sis, nic sie nie martw - jesli to bedzie tylko jeden 10-stronicowy artykul do przeczytania na za tydzien to mysle ze sobie dasz rade. Gorzej jesli takich zadan bedzie wiecej ale licze na to ze tak nie bedzie ;)
    I oczywiscie cala rodzinka z niecierpliwoscia czekamy na ten ciag dalszy tego wpisu co ma nastapic.
    Buziaczki z Gdanska i Sopotu, gdzie dzis bylismy na molo (taka rewia mody ze czulismy sie nieodpowiednio ubrani, zwlaszcza Misiek ;))
    cala rodzinka steskniona

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj dzisiaj juz nie nastapi, bo wlasnie ide spac, zajecia mnie dzis zmeczyly:( Be patient, another day surely! Usciski dla calej stesknionej rodziny!wasza steskniona corka, siostra i najlepsza szwagierka na swiecie:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja też się do uścisków dorzucam, już poświątecznie, i czekam na ciąg dalszy wpisu:) Buziaki, i bądź dzielna:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ad, popatrz no, a ja myślałam, że w Japonii jest bardzo wilgotno, a nie bardzo sucho, hmmmm...Trzymam kciuki bardzo mocno, żeby, wbrew ukształtowaniu terenu, wszystko szło z górki :)

    P.S. A ja jutro idę pierwszy dzień do nowej pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ada zniknela bo czyta artykul :))
    Albo cwiczy w sekcji muzycznej ;)
    Albo juz maja te 50 stopni w cieniu...
    W zasadzie to zazdroszcze Ci juz tych temperatur!

    Agatka, a jak tam nowa praca? Co to za jedna w ogole? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gosia, bardzo mi sie podobaja Twoje sugestie co do powodow znikniecia mojej siostry ;) Widze ze rownie niecierpliwie jak ja czekasz na nowe wpisy na blogu.
    Sis, nie jest latwo byc poczytnym bloggerem, widzisz? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Goś, mi się też podoba Twój post :)
    Ada może jeszcze kupować grzejnik - a jeśli to działa tak, jak w przypadku zakupu telefonu, to prędko do nas nie wróci :(

    Nowa praca tj. Unilever - póki co bardzo pozytywnie, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja myślę, że to wszytko przez te mitycznie ogromne, białe robaki:) Może to już sezon:)
    Ściskam Was Girls:)

    OdpowiedzUsuń
  10. a mi sie nie podoba... ze zniknela!
    Ada natychmiast prosze odniknac!

    Agatka, to powodzenia i trzymam kciuki!
    BTW mam tam dwoch kolegow, wiec jakbys czula sie samotna w pracy to mozna by ich jakos namierzyc ;)

    A Asie i Karolinke goraco pozdrawiam, grzejnikowo wrecz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehe, to może będę znikać częściej, tak ożywionej dyskusji między komentatorami jeszcze nie było, musicie chyba się umówić na jakąś video-konferencję na blogu albo coś:)))
    Znikęłam z dużo prostszego powodu...zaczęły mi się zajęcia i mózg mi paruje od iluś tam godzin japońskiego pod rząd..Tak więc planowałam coś popisać raczej bliżej weekendu...No a poza tym, to chciałam się przekonać, czy ktoś tu będzie czekał na jakiś wpis, czy nie;D

    OdpowiedzUsuń
  12. hehe, czy ktos tu bedzie czekal. Dziewczyny proponuje sie obrazic za nazwanie nas ktosiami ;) Oczywiscie ze czekamy, poniewaz dzis juz piatek to mysle ze ewentualnie poczekamy do weekendu, ale dla ludu pracujacego miast i wsi ten blog jest rewelacyjna rozrywka w godzinach pracy wiec czasem jednak prosimy o wpisy w tygodniu!
    Buziaczki dla Ciebie Maly i dla wszystkich uczestniczacych w tej ozywionej dyskusji ;)

    OdpowiedzUsuń