sobota, 4 kwietnia 2009

W przepaść z parasolką...

Wszystkie oryginalne blogi są do siebie podobne. Każdy nieoryginalny blog ma za to swoją własną historię...A że do miana nieoryginalnego i banalnego, w gruncie rzeczy, bloga pretenduję...

Zarzekałam się, że nigdy i za żadne skarby świata nie będę się wyzewnętrzniać i dostosowywać do blogowych mód, etc. I jak to jest ze wszystkim w moim życiu, te wszystkie "nigdy" się na mnie szybko zemściły i oto jestem w Japonii (gdzie miałam nigdy nie pojechać ze względu na karaluchową fobię), w damskim akademiku (jakby mi ktoś powiedział, że dobrowolnie w czymś takim zamieszkam...), gdzie chodząc po pokoju usiłuję łapać internet i skończyć zakładanie tego bloga...(no właśnie, bloga, ja, która nawet maili nie lubię i w ogóle uważam, że era przedkomórkowa była czymś fenomenalnym!). Jest jeszcze parę takich "nigdy", którym jestem wierna, póki co, ale jeszcze mnie tu czekają dwa lata to i te "nigdy" zdążą się na mnie zemścić;)

Teraz będzie metafora. Trzeba uprzedzić, bo inaczej będzie zbyt patetycznie:)
Tytuł bloga wziął się z obrazu ukiyoe, który zobaczyłam po raz pierwszy w towarzystwie mojej japońskiej koleżanki Konomi na wystawie ukiyoe w Bibliotheque Nationale de France w Paryżu. Jakoś mnie pośród obrazów mieszczańskiego życia urzekł ten abstrakcyjny obraz pięknej kobiety, co skacze z parasolką w ręku z dachu jakiejś tam świątyni (wedle japońskiego tytułu obrazu). Francuski tytuł obrazu też mi przypadł do gustu, no i go sobie przetłumaczyłam na polski jako właśnie "Dama skacząca w przepaść z parasolką". Nic dodać nic ująć. Ada lecąca do Japonii jest kwintesencją tegoż obrazu. Jak również wszystkie moje inne przedsięwzięcia i życiowe decyzje, które wyglądają właśnie tak. Skaczę nie wiadomo w jaką przepaść i nie wiadomo po co, nieprzygotowana na to zupełnie (no bo kto skacze z parasolką, wyłączając, oczywiście, Mary Poppins...bez komentarza...), wszyscy mnie podziwiają za odwagę, a tak naprawdę moja odwaga bierze się chyba z tego, że ja dopiero skacząc orientuję się, że nie mam spadochronu tylko właśnie jakąś marną parasolkę. No i wtedy powstaje problem. Tak. Ta sytuacja ma w sobie coś z powtarzalności w moim życiu. Hence the title.

Ostatnie wyjaśnienie: dare no tame ni blog wo kaku no? (uwaga, tu już naprawdę będzie patetycznie i nic na to nie poradzę, nawet nie chcę:)
Dla rodziny i przyjaciół, żeby wiedzieli, że o nich pamiętam, myślę i tęsknię i że to także dzięki nim skaczę sobię z tą parasolką...:)

Mam nadzieję, że będziecie czytać, pisać i komentować, tak żebym nie myślała, że piszę do siebie, bo to mi się szybko znudzi.

Ja, hajimashou czyli bloga czas zacząć.

5 komentarzy:

  1. Sis, jestem dumna ze tak szybko zalozylas tego bloga. Czytam, czytam i nieustannie bede chciala wiecej! Buziaczki i trzymaj sie dzielnie. A

    OdpowiedzUsuń
  2. cześć Kochanie:) Nigdy nie mów nigdy:) Dla tych, którzy nie wiedzą, Brok to zapadła dziura, a domki w których mieszkałyśmy przypominały slumsy dla ubogich rodem z Bombaju... Więc mam nadzieję Aduś, że oprócz panującego zimna Twój akademik w niczym więcej nie przypomina Broku:)A swoją drogę trzeba było ze mną pojechać w zeszłe lato do Turcji - zrozumiałabyś tak jak ja, że słowo "czystość" ma wiele znaczeń... Heheh:) Dlaczego jest tam tak zimno? Może trzeba zapolować na jakiś piecyk albo farelkę? Pamiętasz jak w "Bezsenności w Tokio" Bruczkowski kupował różne szpargały na przecenach?:)W końcu szkolili nas na ILSie do wyszukiwania rzeczy trudnych do znalezienia:) Co do warunków w samolocie to jestem pod wrażeniem:) Zawsze to jakaś rekompensata za długość lotu:)
    A co do parasolki... W zupełności Ci wystarczy! Zapomniałaś, że to japońska parasolka? Kto wie, czy nie służy wyłącznie do ozdoby, bo ta babeczka świetnie skacze jak w "Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku" :) heheh
    Trzymaj się śliczna, dasz sobie radę:) Będę Cię odwiedzać codziennie, myślę o Tobie ciepło i już tęsknię:)
    P.S. Ależ się namęczyłam, żeby zamieścić ten komentarz, ale udało się - technika opanowana:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karolka, dziękuję bardzo za pokonywanie techniki i za ciepłe słowa (Sis, do Ciebie też się to odnosi zresztą!thnx a lot!!!), od razu mi się w moim zimnym pokoju ciut cieplej zrobiło:)
    A co do Broku i tym podobnych...Niestety, w każdym akademiku, nawet japońskim, słowo "czystość" ma wiele wymiarów, nie daję rady pisać o wszystkim codziennie, ale kiedyś napiszę o kryzysie emocjonalnym, jakiego doświadczyłam na widok kuchni, w której mam sobie przez pół roku gotować. I dołączę zdjęcie wszystkich produktów czyszczących jakie kupiłam z samego rano drugiego dnia po przylocie w Carrefourze...:) No i zimno też mam przez to, jak się dowiedziałam, że grzejnikiem jest klimatyzator, ale zajrzawszy wgłąb klimatyzatora ja go wolę nieuruchamiać, dopóki nie wymyślę, jak go wyczyścić, bo myślę, że w nim mieszkają co najmniej trzy pokolenia brudu i bakterii, więc wolę już Syberię niż jakieś syfy lecące na moją głowę (klimatyzator jest tuż nad moim łóżkiem). A swoją drogą, moja mądra siostra uświadomiła mi, że nie powinnam wydawać z siebie aż tyle zachwytów, jeśli chodzi o mój "tani" lot. Myślałam bowiem, że on kosztował 2200 PLN, tak wyczytałam na bilecie, w każdym bądź razie...Ona twierdzi, że nie 2000, tylko 22 000 PLN!!!No to fakt, cztery wizyty w kinie, posiłki, etc..nie są warte aż 22 000 złotych!!!Ale ten bilet był chyba tak strasznie drogi, bo oni wybrali najdroższą trasę i kupowali go na dwa tygodnie przed...Mam nadzieję, że moje powroty do Polski tyle kosztować nie będą, bo jak tak, to mogę prędko nie wrócić:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Sis, powroty beda tansze bo beda to bilety w dwie strony, a ten ich byl tez taki drogi bo byl tylko w jedna strone a to zawsze jest drozej. Wiec nic sie nie martw bedzie taniej, a jakby co to siostra Ci sie dolozy ;) Buziaczki!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ada, nie uwierzę, że bilet był aż tak drogi... To chyba prywatny odrzutowiec;)Asia ma rację, to jak promocją z supermarketu - bierzesz więcej, to masz taniej:)Więc się lotem powrotnim nie martw:)
    Co do wpisu, to bardzo się cieszę, że przechytrzyłam technikę, bo próbowałam trzy razy i dopiero za ostatnim się udało:) A odzywać się mam zamiar często:)
    Klimatyzatoro-grzejnika nie włączaj!W Turcji, przynajmniej na południu (bo im bliżej północy tym ten zwyczaj dzięki Bogu zanikał) w każdym pokoju (nawet mega obskurnym) był klimatyzator. Wszystko fajnie, bo na zewnątrz zupa (tak było gorąco), ale stawiało nas to przed wyborem między młotem a kowadłem, a raczej "zapocić się, czy umrzeć na legionellozę" :) Ewidentnie nie opracowali tam jeszcze systemu serwisowania klimatyzatorów - wystarczyło zajrzeć do środka, żeby przestraszyć się bardziej niż na wyjątkowo wyrafinowanym horrorze... Dramat. Okno+farelka to jest to:)
    Współczuję Ci bardzo, że musisz przyzwyczajać się do innego wymiaru czystości. Sama wiesz jak zareagowałam w Broku. Z moją obsesją wyszorowałabym cały akademik:)
    Buziaki dobranocne(przynajmniej z mojej strony, bo wciąż nie mogę się doliczyć, która u Ciebie jest godzina)Jutro poniedziałek - time to work. Czy Ty przypadkiem nie zaczynasz jutro zajęć?
    Jeśli tak to powodzenia!

    OdpowiedzUsuń